środa, 30 listopada 2011

Kuchnia staropolska średniowieczna

Kuchnia polska w średniowieczu opierała się na prostych potrawach, które wytwarzane były z płodów rolnych (proso, żyto, pszenica), mięsa zwierząt zarówno dzikich, jak i hodowlanych oraz owoców, ziół i przypraw, które uzyskiwane były dzięki zbieractwu

Nasza kuchnia znana była szczególnie z obfitego wykorzystywania soli i ciągłej obecności kasz. Cechowała ją głównie wysoka kaloryczność dań oraz spożywanie piwa jako jednego z podstawowych i popularnych napojów. Przeciętnym Polakom kuchnia staropolska naszego kraju kojarzy się z bogatym zastosowaniem przypraw. W dużej mierze na polskie stoły wprowadziła je Królowa Jadwiga. Właśnie za jej panowania pojawił się drogi cukier, w tym także okresie zaczęto używać przypraw korzennych, tj. szafran, pieprz, gałka muszkatołowa, imbir i goździki.

Status przysmaków posiadały cytryny oraz drogie wówczas bakalie: rodzynki, figi, migdały i suszone owoce. Potrawami, które uchodziły za wykwintne były m. in. ryba w sosie szafranowym, faszerowana gęś w sosie przyprawiona migdałami, kurczęta z farszem suto przyprawionym rodzynkami i ryż przyprawiony papryką węgierską. Nie zabrakło również przeróżnych mięsiw i dziczyzny, pieczonych, duszonych i gotowanych – zawsze podlewanych korzennym sosem, bądź też podawanych na zimno w korzenno-kwaśnej galarecie.

W staropolskim menu nie mogło braknąć miejsca dla różnorodnych mięs. Na stoły podawane były pieczone w całości prosięta nadziewane kaszą, sarny oraz dziki, pieczeni z różnych rodzajów ptactwa i ryb również nie brakowało. Jako przyprawy używano: sól kuchenną, czosnek, chrzan i ocet, zaś do słodzenia najczęściej używany był miód. Bardzo dużą rolę w średniowiecznej Polsce odgrywała dziczyzna, bez której żadna wystawna biesiada nie mogła się obejść. Przyprawy, które stosowane były do dziczyzny to suszone jagody jałowca oraz grzyby. Z kolei ulubionymi dodatkami stosowanymi do dziczyzny w Polsce są konfitury z czerwonej borówki, buraczki oraz czerwona kapusta z umiarem zakwaszona czerwonym winem. Klasycznymi sosami do pieczonej dziczyzny są sosy: głogowy i jałowcowy.

O dawnych specjałach polskiej kuchni, takich jak właśnie pieczone w całości dziki, żubry, łosie, niedźwiedzie łapy i chrapy łosia opowiada tylko i wyłącznie nasza staropolska literatura. Polska rdzenna, tradycyjna kuchnia, której potrawy cieszyły się ogromną popularnością, była więc dziedzictwem wielowiekowej tradycji. Serwis obiadowy w Polsce zawsze stał na wysokim poziomie, ludzie zawsze wiedzieli co jedli oraz przede wszystkim jedli smacznie. Właśnie obiad jest u nas największym i najbardziej sytym posiłkiem.

Chcesz spróbować pysznej kuchni staropolskiej ? Odwiedź restauracje Kraków - tutaj znajdziesz wiele przysmaków! Pamiętaj jednak o umiarze, by nie potrzebne było CI potem odchudzanie Kraków! Jedz smacznie i zdrowo, ale z umiarem!

Biała Herbata

W Polsce piję się zieloną, czerwoną, czarną herbatę, ale o białej mało kto słyszy. Ten fakt nie jest dziwny, ponieważ w sklepach nie znajdziemy tego gatunku herbaty. Żeby go zakupić musimy udać się do wyspecjalizowanych sklepów herbacianych, lub zakupić ją w internecie.

To co odstrasza część sprzedawców i klientów to cenna jaką trzeba płacić za tą herbatę. Najdroższe gatunki kształtują się w cenach od 30 do 60 zł za 100g. Jak widać nie każdego stać na taki wydatek. Szkoda bo jest to herbata, która należy właściwie do najzdrowszych na świecie. Nawet zielona może przed nią chylić czoła.

Poniżej przedstawię jej najważniejsze właściwości zdrowotne.

- Biała herbata dzięki dużej zawartości kofeiny i witaminy C znakomicie pobudza. To co odróżnia ją od kawy to, że działa długofalowo. Dlatego jest polecana przez lekarzy bardziej niż mała czarna. Ma także znakomite właściwości orzeźwiające. Świetnie ugasi pragnienie w upalne dni.

- Biała herbata często w USA jest nazywana „eliksirem młodości”. Taką ksywkę zyskała dzięki temu, że ma znakomity wpływ na naszą cerę. Zapobiega jej przedwczesnemu starzeniu się. Jest nawet wykorzystywana do produkcji niektórych kosmetyków.

- Ma niezwykle silne właściwości antyoksydacyjne i antymutagenne, które chronią nas przed powstawaniem nowych komórek nowotworowych. Jest zalecana osobą, które mają genetycznie przypisaną chorobę nowotworową.

Bardzo ważne jest odpowiednie zaparzenie białej herbaty. Wykonanie tej czynności źle może sprawić, że nasza herbata straci wiele cennych właściwości. Pierwszym błędem popełnianym przez większość społeczeństwa jest zalewanie liści białej herbaty wrzątkiem. Maksymalna temperatura to 85 stopni. Czas parzenia nie powinien przekroczyć 7 minut. Parzymy ją w filiżance, ponieważ oddaje ona lepiej w niej smak.

Dowiedz się więcej na stronie biała herbata

CHAN SSU CHIN na rodzinny obiad

Z własnego doświadczenia wiem, iż urządzenie własnej kuchni na przygotowywanie potraw orientalnych jest nieco kłopotliwe, a ponieważ realizuję przepisy tradycyjnej kuchni Chińskiej dlatego też pomoc moich przyjaciół zza Wielkiego Muru staje się niezbędna.

Do charakterystycznych potraw chińskich należą potrawy mięsne. Chińczycy korzystają z dobrodziejstw mięsa drobiowego, wieprzowego i wołowego tylko kaczka ma... specjalne względy.

Naucz się korzystać z urozmaicenia mięsa w potrawach. W chinach tę samą potrawę mięsną można przygotowywać na kilka sposobów dodając mięso wołowe, bądź wieprzowe lub drobiowe albo tzw. "wszystkiego po trochę". Różnica jednak polega na tym, że obróbka finalna mięsa jest nieco inna.

Co na dzisiejszy obiad?


Do tej potrawy możesz użyć zarówno mięsa wołowego, jak i wieprzowego, czy drobiu. Potrawy mięsne w kuchni chińskiej mają przeważnie trzy „wersje” na każde z dostępnych gatunków mięsa – wołowina, wieprzowina, drób (kurczaki, indyki), kaczka jest zarezerwowana do dań specjalnych.

Co potrzebujesz?
40 dag wieprzowiny np. karkówki,
5 łyżek sosu sojowego,
1 ananas lub inne świeże owoce (morele, kiwi, itp. – jeśli lubisz naturalnie), alternatywą dla świeżych owoców są owoce z „puszki”. Ale raczej unikaj tego.
3 marchewki,
1 por,
0.5 selera,
8 dużych „chińskich grzybów” ewentualnie 5 dag suszonych (w razie czego możesz zastąpić to grzybami ogólno dostępnymi w Polsce).
8 łyżek oleju sojowego,
¾ szklanki wywaru rosołu z drobiu,
2 jajka,
1 łyżka cukru spreparowana na karmel
ocet lub sok z cytryny.

Co dalej?
Mięso pokroić w wąskie paski i moczyć w sosie sojowym przez 2-3 godziny. Pokroić ananasa w cienkie plastry, paski lub cokolwiek (tutaj rusz swoją wyobraźnię aby potrawa była atrakcyjna). Marchew pory i grzyby pokroić w paski, a seler w tzw. „zapałki”. Mięso obsmażyć kilkoma partiami na gorącym oleju i wyjąć. W tym samym oleju obsmażyć ananasa i również wyjąć. Z cukru zrobić karmel. Teraz: warzywa, grzyby, wywar rosołu, karmel oraz ocet lub sok z cytryny dusić w rondlu z dodatkiem oleju, który pozostał ci ze smażenia ok. 4 minut. Powstanie z tego taka potrawka do której dodasz mięso i ananasa lub inne owoce zdam się tu na twoją wyobraźnię. Tak powstałą całość podgrzej i mieszając gorącą potrawę wlej roztrzepane dwa jajka i wymieszaj.

Podaj z ryżem. Możesz również odkryć dobrodziejstwo makaronu sojowego, jęczmiennego lub ryżowego.
SMACZNEGO

Czy kultura chińska jest dla Ciebie równie inspirująca? ShuDian the China Ebooks Library

wtorek, 29 listopada 2011

Kolekcjonowanie książek

Kolekcjonowanie to bardzo przyjemna i pożyteczna czynność. Kolekcjonować bowiem można zarówno znaczki pocztowe, karty do telefonu czy też modele samolotów, ale i książki.

Kolekcjonowanie to bardzo przyjemna i pożyteczna czynność. Kolekcjonować bowiem można zarówno znaczki pocztowe, karty do telefonu czy też modele samolotów, ale i książki. Kolekcjonowanie książek opiera się na kolekcjonowaniu atlasów, map z krajami, oceanami i morzami całego świata. Kolekcjonować można także książki dotyczące domowych porad, jak wyleczyć daną chorobę domowym sposobem, a także kiedy bezzwłocznie należy udać się do lekarza. Jest to bardzo pożyteczne, ponieważ książki takie pomagają zlokalizować dane, interesujące nas miejsce, porównać odległości, natomiast książki o chorobach radzą jak reagować w nagłym ataku na przykład padaczki czy też co zrobić kiedy wystąpi poparzenie słoneczne.

Można kolekcjonować również książki kucharskie, które zapewne pomogą nam podczas wizyty znajomych, chociażby górali, w przygotowaniu potraw według ich gustów. Pozwolą nam także na przygotowanie potraw na Wigilię czy Wielkanoc. Kolekcjonowanie książek coraz częściej opiera się na kupowaniu danych książek, kontynuacji w odstępach czasowych na przykład co dwa tygodnie bądź co miesiąc. Wiele czasopism wprowadziło możliwość kolekcjonowania książek na przykład poezji czy zbioru szkolnych lektur. Podobnie jak w przypadku kolekcjonowania modeli samolotów czy samochodów, odbywa się ono w częściach tak, aby kupujący zakupił wszystkie części. Zdarza się także, iż cała książka podzielona jest na części, z czego kolejne jej części sprzedawane są w odstępach czasowych, zmuszając klienta do zakupu poprzez zakończenie części w kluczowym momencie, podobnie jak działają seriale telewizyjne, aby skusić widza do obejrzenia kolejnego odcinka.

Kolekcjonowanie książek jest więc procesem bardzo pożytecznym. Jest to swojego rodzaju hobby, które pozwala na zadowolenie, ale co więcej – przynosi korzyści, chociażby tak jak zostało to wyżej opisane poprzez sytuacje z dnia codziennego, takie jak przyrządzanie potraw na dane okazje i tym podobne. Czytelnictwo w Polsce niestety nie jest za bardzo popularne, bardzo mała ilość społeczeństwa sięga po książki zasłaniając się możliwością korzystania z Internetu bądź telewizji.

Warszawski antykwariat humanistyczny Atticus

Jaki sprzęt dla DJ-a

Hey Mr. DJ put a record on I want to dance with my baby tako rzecze Madonna. A rolą didżeja jest grać dobrze. Umiejętności i doświadczenie to połowa sukcesu. Druga połowa to sprzęt grający.


Wybór asortymentu DJa nie jest sprawą łatwą. Składa się na niego to przede wszystkim nasz budżet, umiejętności muzyczne, pojęcie o sprzęcie, nad którego kupnem się zastanawiamy, jego przyszłe zastosowanie (gdzie zamierzamy grać?!), opinie innych użytkowników, marka i wiele innych czynników.

Zestaw do muzyki

Marcin Żak ma 25 lat. DJem jest od prawie trzech, gra w warszawskich klubach. Podstawowy zestaw to mikser, gramofon i odtwarzacz CD. Dzięki tym trzem składnikom można robić muzykę mówi Marcin. Sam jednak posiadam tylko mikser i dwa kontrolery dodaje DJ. Kontroler zastępuje gramofon i odtwarzacz, wystarczy mieć tylko mikser. Nie potrzeba kupować płyt winylowych, CD, jest to wygodne i nowoczesne. Wystarczy tylko komputer i karta muzyczna przetwarzająca muzykę. Ja gram muzykę klubową, kontroler i mikser to sprzęt typowo do takiej muzyki. Wszystko to oczywiście kwestia gustu i podejścia, klasyczni DJ-e grają na podstawowym zestawie dodaje Marcin.

Czym się kierować?

- O tym na jakim sprzęcie gramy decyduje przede wszystkim nasz budżet. Jeśli mamy pieniądze, to nie będę oryginalny, gdy powiem, że przy zakupie trzeba kierować się jakością i możliwościami mówi DJ. Zwraca on także uwagę, żeby przyjrzeć się marce produktu. Nie musi być tak, że sprzęt mniej popularnego producenta będzie gorszy jakościowo, ale z reguły firmy cieszące się uznaniem na rynku robią produkty mniej awaryjne. Opinia znajomych muzyków jest także cenna, wiadomo, że im więcej doświadczenia, tym osoba jest bardziej obeznana w temacie. Dziś klient ma do wyboru całą gamę sprzętu muzycznego. Dostanie w zasadzie to, na co przyjdzie mu ochota. Wszystko zależy oczywiście od tego, ile chce wydać. Sklepy mają bardzo szeroki asortyment, a obsługa po wstępnej diagnozie potrzeb klienta na pewno doradzi jaki sprzęt, do jakiej muzyki i za jaką cenę kupić. Tutaj ważny jest nie tylko potencjał urządzenia, ale również umiejętności osoby, która zamierza z niego korzystać. Sprzęt powinniśmy wybierać pod siebie: pod wiedzę na temat tego jak grać i pod styl muzyczny, który chcemy uprawiać mówi nasz ekspert Michał Filipowski, członek zarządu firmy Pro Lighting i sklepu internetowego http://prosklep.pl/

Przy wyborze miksera trzeba kierować się przede wszystkim stylem muzycznym, który uprawiamy: Osobom, które grają hip-hop polecam miksery dwukanałowe. Jeśli chodzi o muzykę klubową, ciekawym rozwiązaniem będzie urządzenie czterokanałowe, dające więcej możliwości. Na stronach sklepów internetowych można zobaczyć dokładny opis każdego urządzenia, co ułatwia wybór dodaje Michał Filipowski. Gramofon to urządzenie delikatne, dlatego przy jego kupnie trzeba zwrócić uwagę na wytrzymałość. I pomyśleć w tym przypadku o renomowanej firmie. Dobry odtwarzacz płyt to także istotny wybór: - Ciekawe rozwiązania dają nowe na rynku odtwarzacze CD. Wychodzący z fabryki produkt w porównaniu do poprzednika np. sprzed roku ma więcej możliwości i udogodnień podsumowuje Michał Filipowski z firmy Pro Lighting.

Co dla młodych?

Jak we wszystkim, także przy wyborze sprzętu grającego nie można kierować się jedynie nazwą marki czy możliwościami, ale również zdrowym rozsądkiem. Osoba z małym doświadczeniem, której wydaje się, że prowadzenie poważnych imprez muzycznych niewiele różni się od włączania muzyki na szkolnej dyskotece grubo się myli. Dlatego początkującym DJ-om poleca się zakup sprzętu w rozsądnej cenie. Tylko co oznacza pojęcie rozsądna cena? Produkty, o których była mowa wcześniej zaczynają się średnio od 1 tys. zł. Jednak zestaw, przyjmijmy umownie dobry dla nowicjuszy to przedział 3000 4000 tys. Na początek najlepiej zdecydować się na coś z niższej półki cenowej (to wcale nie musi oznaczać, że będzie gorsze!), a nóż może się okazać, że po kilku miesiącach zabawa w muzyka zwyczajnie nam się znudzi. Jeśli jednak okaże się, że to jest to co chcemy robić, zawsze możemy kupić droższy sprzęt. Miksery czy gramofony znajdziemy już od ok. 500 zł, oczywiście są też droższe. Od około 1 tys. zł można dostać dobry kontroler. DJ nie będzie miał także kłopotu z wyborem słuchawek, odtwarzaczy CD i MP3 czy całych zestawów muzycznych dodaje Michał Filipowski z Pro Lighting. Po skompletowaniu sprzętu muzycznego nie pozostaje nic innego jak tylko grać. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Tylko tak, żeby sąsiedzi nie ogłuchli! Pieniądze w pewnym momencie schodzą na dalszy plan. Bo w życiu liczy się pasja.

Opcje
Wyślij wiadomość do użytkownika.
Zgłoś naruszenie lub poleć innym ten wpis.
Zobacz wszystkie wpisy tego użytkownika.
Podbij lub wyróżnij ten wpis.
Edytuj lub usuń ten wpis.

Prowansja, kraina pachnąca lawendą

Prowansja to rozpalająca wyobraźnię historyczna kraina pachnąca ziołami, położona w południowo-wschodniej Francji, nad Morzem Śródziemnym. Malownicze wioski toną tu w morzu lawendy a piękne miasteczka kryją imponujące zabytki.

Granice regionu wytyczyła natura: od zachodu Rodan, od południa – Morze Śródziemne a od wschodu – Alpy - łączące dwa kraje: Francję i Włochy. Pomiędzy nimi rozciąga się różnorodna bajkowa kraina gór i wąwozów, fioletowych pól i skąpanych w słońcu nadmorskich ekskluzywnych kurortów, takich jak Cannes. Prowansja oferuje bardzo różnorodne atrakcje: aktywni mogą się wspinać lub wędrować po górach, spragnieni relaksu wybiorą wylegiwanie się na plażach, żeglowanie lub wieczorne zwiedzanie zabytków. Bardzo dużym uznaniem cieszy się również prowansalska kuchnia – ryby, owoce morza, warzywa przygotowywane na oliwie z oliwek, doprawiane przyprawami z lokalnych plantacji, serwowane z wybornymi lokalnymi winami.

Przepiękne krajobrazy: góry, morze, wąskie drogi wijące się wzdłuż wybrzeża i trzysta słonecznych dni w roku sprawiają, że region jest doskonałym miejscem wypoczynku dla wielu turystów. Dobra infrastruktura i czyste plaże oraz kasyna sprawiają, że Prowansja zasłużyła na miano ekskluzywnego miejsca do spędzania wolnego czasu dla śmietanki reprezentującej kraj, a nawet rzec można, cały świat. To tutaj znajdują się miejscowości doskonale znane wszystkim miłośnikom luksusu: Nicea, Saint- Tropez, Monaco, Cannes czy Monte Carlo.

Piękne, obfitujące w cuda natury krajobrazy oraz nasycone światło stanowiły inspirację również dla francuskich malarzy, takich jak: Vincent van Gogh, Paul Cezanne, Paul Gauguin, Pablo Picasso. Tu żył genialny lekarz Nostradamus, tu powstawały jego słynne przepowiednie.



DOJAZD I KOMUNIKACJA NA MIEJSCU

Samolotem. Najszybszym i najtańszym środkiem transportu z Warszawy do Marsylii jest samolot Air France - za przelot w obie strony zapłacimy nie więcej niż 350 zł. Możemy też polecieć do Paryża za 260 zł, a dalej koleją TGV. Na miejscu sprawnie kursują autobusy regionalne oraz wypożyczalnie samochodów.

Koleją. Sieć kolejowa łączy wszystkie duże miasta. Warto podróżować w większej grupie (od 6 osób), ponieważ uprawnieni będziemy do zniżki sięgającej nawet 40%.

Rowerem. W całej Prowansji istnieje wiele wypożyczalni rowerów. Ciekawą propozycję mają lokalne koleje: zezwalają na oddanie wypożyczonego roweru na dowolnej stacji, tak by turyści bez przeszkód mogli poznawać okolicę. Rowery można także bezpłatnie przewieźć pociągami (autotrains) i niektórymi autobusami.



KLIMAT

Wpływ Morza Śródziemnego na klimat regionu jest bardzo odczuwalny: występują tu gorące i suche lata oraz krótka i łagodna zima. Na wyżej położonych obszarach, klimat nabiera charakteru alpejskiego.

Warto przyjechać do Prowansji w okresie maj - czerwiec lub wrzesień - październik. Temperatury są wtedy najprzyjemniejsze, łatwiej o nocleg, a ceny są sporo niższe. W sezonie doba w pensjonacie kosztuje około 30 euro, dużo tańszy jest kemping, ale najprzyjemniejszy jest nocleg na farmie, gdzie uprawia się lawendę - tu można posmakować regionalnej domowej kuchni i posmakować win.

Prowansja jest atrakcyjna przez cały rok. Wiosną kwitną migdałowce, latem pachnie lawenda, jesienią na polach trwa winobranie, a zimą zbiera się oliwki i poszukuje trufli.



WARTO ZOBACZYĆ

Największe miasto w Prowansji to, tętniący do późnych godzin nocnych, port w Marsylii. Z kolei najpiękniejszym miastem regionu jest Avignon, a w nim: Pałac Papieski, most Saint- Brezene, ogrody Rocher-de-Dome z widokiem na Rodan.

Saint Tropez szczyci się Zatoką Milionerów, gdzie w marinie cumują jachty najzamożniejszych ludzi świata. W Monaco można natomiast przepuścić fortunę w kasynie lub na torze Formuły 1.

Dla miłośników prowansalskich zabytków i przyrody cenne będzie również zobaczenie areny rzymskiej, twierdzy wybudowanej przez Vaubana, willi Picassa, akweduktu Pont du Gard oraz zdobycie kanionu Verdon. Przewodniki podają, że warta jest zachodu wycieczka na Mont Ventoux - samotną górę wznoszącą się na wysokość 1912 m n.p.m., z której rozpościera się imponujący widok. U podnóża wzniesienia leży prześliczne miasteczko Malaucene, a 50km dalej wąwóz Gorges de la Nesque, który nie jest tak oblegany przez turystów jak Verdon, ale jest równie dziewiczo piękny.

Warto wybrać się na południe Francji, nawet jeśli nie możemy sobie pozwolić na korzystanie z luksusu - bajkowy krajobraz Lazurowego Wybrzeża jest dostępny dla każdego.

Car te Musée Côte d’Azur, to karta upoważniająca do zwiedzania ponad 60 muzeów, zabytków i ogrodów. Sprzedają ją lokalne biura turystyczne i muzea. Bilet ważny jest przez trzy dni kosztuje 10 E

La Clef des Temps, to bilet upoważniający do zwiedzania 10 zabytków znajdujących się na terenie Prowansji i Lazurowego Wybrzeża. Kosztuje 15 euro.



LAWENDA - SYMBOL REGIONU

Okolice Valensole to lawendowe zagłębie, gdzie fioletowe pola sięgają po horyzont. Lawenda w Prowansji jest wszechobecna, a jej zapach działa na wszystkie zmysły: na węch, smak i wzrok.

Prowansja jest krainą zapachów - tu pachnie także wiele innych ziół: tymianek, rozmaryn. A producenci kosmetyków opierają swe wyroby właśnie na naturalnych składnikach.



KUCHNIA POŁUDNIOWEJ FRANCJI

Wina. Region w południowo-wschodniej Francji, znany jest z dobrych win - przede wszystkim z produkcji różowych odmian, najlepiej smakujących tu, na miejscu. Lokalne rosé nie leżakuje w dębowej czy orzechowej beczce, bo brak kwasowości uniemożliwia dłuższe przechowywanie wina. Łagodny klimat sprawia, że wino poszczególnych roczników nie wykazuje takiego zróżnicowania, jak gatunki z innych regionów Francji. Warto wiedzieć, że w restauracji trunki podawane w dzbanku, to zwyczajowo wina lokalne, toczone w prowincji, dużo tańsze od butelkowanych, które podaje się na kieliszki.

Pastis to mocny alkohol anyżkowy z mieloną lukrecją i ziołami prowansalskimi – podawany zawsze z wodą, która po dolaniu powoduje zmętnienie trunku Szczególnym. powodzeniem cieszył się on swego czasu wśród malarzy impresjonistów.

Zioła. Lokalne przyprawy - rozmaryn, bazylia, koper, mięta, oregano, szałwia, kminek, tymianek - to jest prawdziwe bogactwo Prowansji.

Potrawy lokalne. Bakłażan i pomidory - podawane razem dotarły już nawet do Polski, sałata "Ratatuj", dobra oliwa z oliwek, dużo warzyw i owoców, ryby oraz trufle – bez tego nie obędzie się prowansalska kuchnia. Trufli, najdroższych grzybów świata szukają specjalnie szkolone świnie - za kilogram tych specjałów zapłacić trzeba około 180 euro.

Jagnięcina z rozmarynem, zupa rybna, sałatka prowansalska są świetnie przygotowywane w każdej restauracji. A na deser warto zamówić lawendowe lody.

Większość francuskich restauracji ma w swojej ofercie kilka zestawów – tzw. obiadów dnia, w cenie około 8 euro; dania a la carte są zdecydowanie droższe. Ale warto skosztować lokalnej kuchni.



LUDZIE

Ludzie w południowej Francji nie przywiązują wielkiej wagi do punktualności, tu nikt się nie śpieszy – wynika to zarówno z ciepłego klimatu jak i z mentalności ludzi. Potrafią oni cieszyć się chwilą obecną, szczególnie czasem spędzonym na celebrowanie posiłków, rozmowę z sąsiadem na rogu ulicy, grę w boule czy wypicie kawy w kawiarni. Ludzie nie odmawiają sobie drobnych przyjemności. Pomiędzy godziną dwunastą a piętnastą życie zawodowe zamiera, ludzie delektują się leniwą porą obiadową.

Turyści poznają region poprzez jego walory geograficzne, skarby kultury oraz mieszkańców. Nasze podróże mogą ograniczać się do nieuniknionych kontaktów w recepcji hotelu czy obsługą sklepów, ale też możemy starać się poznać prawdziwą, niekomercyjną mentalność ludzi regionu. W Prowansji jest to ułatwione, bo mieszkańcy są tu pogodni, sympatycznie nastawieni i uśmiechnięci. Wraz ze słońcem, niespiesznym tempem życia i wzajemną życzliwością zachęcają turystów do bliższych rozmów i włączania się do ich rytuałów.

Prowansja ma swojego angielskiego ambasadora, który osiedlił się tu 20 lat temu. Peter Mayle jest autorem wielu opowiadań przybliżających tą krainę, np.: "Rok w Prowansji". Po przeczytaniu jego książek, koniecznie trzeba tu przyjechać i własnymi zmysłami doświadczyć tych wszystkich wspaniałości!

katja szalek redaktor portalu www.eprzewodnicy.pl

Kochajmy zwierzęta cz.1

Co wiemy o naszych Młodszych Braciach? Czy potrafimy zrozumieć ich zachowania? Czy zasługujemy na ich miłość? Czy powinniśmy się wstydzić? Tyle pytań... A jakie są odpowiedzi?

Odkąd pamiętam najróżniejsze zwierzęta przebywały w moim domu. A to chory gołąb, przemarznięte wróble, młode kawki czy sroki, potrącone przez samochód psiaki, bezdomne koty, świerszcze, nietoperze, żaby, rybki, jeż, zaskroniec, białe myszki i szczury, szczur domowy (to była piękna przyjaźń), gęsi, kury i cała masa najróżniejszych innych stworzeń.

Wtedy, gdy byłem jeszcze chłopcem, inicjatorką organizacji opieki dla potrzebujących była moja Mama. Nie tylko zwierząt. Wszystkie dzieciaki z podwórka przychodziły do nas (mieszkaliśmy na parterze) z obtartymy łokciami, obitymi kolanami, rozciętymi głowami czy rękami lub gwoździami w stopie. Ale wróćmy do zwierząt. Prawie wszystkie one wychodziły na wolność wyleczone, odkarmione i w dobrej kondycji. Piszę "prawie", bo niektórym się nie udało i odeszły. W domu zawsze było przygotowane miejsce dla ewentualnego mieszkańca-pacjenta. Było akwarium słodkowodne, terrarium, klatka, kosz, jakieś stare, ale czysto wyprane ręczniki i poduszki. No i wypasiona apteczka.

Kochaliśmy naszych lokatorów. Staraliśmy się to im okazywać opieką, pieszczotami, spokojem, łagodnym głosem, uśmiechem, akceptacją ich zachowań, aprobatą i pochwałami. Mama nazywała ich "naszymi młodszymi braćmi". Dopiero po latach zrozumiałem, o co Jej chodziło - stoimy na drabinie rozwoju najwyżej. Potrafimy w sposób rozumny i kontrolowany kierować naszymi postępkami. Jest więc naszym obowiązkiem opiekować się zwierzętami. A one odwdzięczą nam się za to całym sobą. Są takie kultury na świecie, gdzie myśliwy po upolowaniu zwierzyny przeprasza ją, że zabił. Tłomaczy, iż zrobił to jedynie ku wykarmieniu swojej rodziny i dziękuje, że to zwierze pozwoliło mu się zabić. Tak. Dziękuje! Jakież to piękne zachowanie i jakże mało znane nam, dumnym europejczykom.

Miejmy więc odwagę i siłę by propagować miłość i szacunek dla zwierząt. Wdzięczność za to, że są, że towarzyszą nam w każdej chwili naszego życia oraz, że dzięki nim my także możemy żyć. Nawet taka komarzyca, co nam potrafi chwile wypoczynku utrudnić, nie jest stworzeniem niepotrzebnym. Cóż: "jakiegoś mnie Panie Boże stworzył, takiego mnie masz".

Andrzej Arokis www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.pl

Kochajmy zwierzęta cz.2

Czasem zwierzęta reagują na nas agresją lub strachem, próbą ucieczki lub ataku. A czasem wręcz przeciwnie - poddają się nam z pełną ufnością. Czy zastanawiamy się dlaczego tak jest? Poniżej spóbuję choć w części odpowiedzieć na te pytania, gdyż problem jest bardziej złożony.

Większość zwierząt, jakie trafiały do mojego domu, wymagała pomocy i opieki. Trzeba było je opatrzyć, karmić z ręki lub pipetą, podawać niesmaczne lekarstwa, zmieniać opatrunki, często zdając przy tym ból. A jednak rzecz ciekawa: one nie wykazywały panicznego strachu, gdy się do nich zbliżałem, dotykałem, czy wręcz brałem do ręki. Rzadko kiedy następowała próba ucieczki, ugryzienia, wyszarpnięcia się lub - tak charakterystycznego np. dla ptaków - nerwowego dyszenia z rozwartym dziobem. Żadnych skrajnych reakcji. A przecież były to głównie stworzenia dzikie lub pół dzikie, znające człowieka, ale nie aż tak z bliska. Okazywały niepokój, ale nie strach.

Przez wiele lat szukałem wytłumaczenia takich, a nie innych zachowań tych zwierząt czytając, szperając, rozmawiając. I wreszcie znalazłem. Odpowiedź okazała się prozaicznie prostą! One nawiązały ze mną kontakt na zupełnie innym poziomie, który dla nich był oczywistym i normalnym. A ja musiałem to dopiero odkryć i zrozumieć, gdyż człowiek nie potrafi jeszcze (a może już?) odbierać, rejestrować i kierować tymi sygnałami.

O co chodzi?

Nasz organizm to fabryka różnych energii. Każda komórka je produkuję. Nasze ciało jest otoczone polem energetycznym, mogącym mieć różne natężenie i różny charakter w zależności od naszego nastroju i samopoczucia. Można by je zapisać jako sinusoidę o zmiennej częstotliwości i amplitudzie, która decyduje o drganiu pola. I właśnie te drgania, ich rodzaj w danej chwili, każde zwierze potrafi odebrać i odczytać zawartą w nim informację o nas. Rozpoznać nasz nastrój, przewidzieć działania. Przecież np. antylopy pasą się spokojnie w pobliżu lwów, gdy te są syte i nie mają zamiaru teraz polować. One to świetnie wiedzą. Skąd? No właśnie stąd. Albo przyklad z bliższego nam rejonu: ile razy wracałem z pracy zmęczony i wściekły, to pies, oczywiście się witał, ale niezbyt wylewnie i odbiegał do własnych spraw w ogrodzie, chociaż normalnie radościom, podskokom, bieganiom tam, siam i w koło nie było końca. Moje koty natychmiast podnosiły się i ostentacyjnie wędrowały w najdalszy im wygodny kąt domu, choć zwykle dotąd kręciły ósemki wokół nóg, aż same uznały, iż już starczy tych powitalnych głaskań i poklepywań. Znaczy, w tym przypadku, wiedziały, że mogę nie być taki miły jak zawsze i "witaczka" może się nie udać.

To ciekawe, że one doskonale wyczuwają, czego się można po nas spodziewać i jak możemy się zachować. Czy jest w nas agresja, czy łagodność? Czy mają się bać i starać się natychmiast oddalić, czy może wystarczy tylko ostrożność i rezerwa, "a potem się zobaczy"? One czytają nas jak otwartą księgę. Pamiętajmy o tym, iż emanujemy z siebie fale informacji o tym, kim i jacy jesteśmy. Starajmy się nie słać fal złości, zdenerwowania, agresji i niechęci. Wówczas nasz kontakt z "naszymi młodszymi braćmi", czyli zwierzętami, będzie mocniejszy i radośniejszy. A one, jak zawsze, odwdzięczą się nam za szacunek i dobroć. Odpłacą miłością za miłość. Kochajmy zwierzęta. Zasługują na to. Bez nich nie byłoby nas.

Andrzej Arokis

www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu

Czy kot może być wegeterianinem?... Czyli coś o moich sierściuchach.

Wiem. Czytasz ten tytuł i pukasz się w głowę - ale gościu wymyślił kocopałę. Skąd mu się taki wziął pomysł? Pewnie napisał ten artykuł tylko po to, żeby otrzymać wierszówkę albo inną tantiemę. Kot to nie królik!
I słusznie. Nie da rady utrzymać kota na króliczych racjach żywnościowych.


Tytuł jest nieco przewrotny. Bo rzeczywiście, słowo wegetarianin w odniesieniu do kota jest lekko przesadzone. Ale... No właśnie, jest pewne "ale". Chcę tu opowiedzieć o moich czterech kotach, które mieszkają ze mną od wielu lat. Jest i psia czyli suka. Rasy Długowłosy Wilk Między Innymi. Nie mogę jej pominąć, gdyż należy do Rodziny i też ma niejaki wpływ na jej charakter. Na czele rodziny stoi moja Żona. Oczywiście. Potem jestem ja. Oczywiście. I nie powiem, że jest odwrotnie - wolę leżeć na plecach i być drapanym po brzuchu. Następną jednostką podkomendną jest stado sierściuchów. W domu rządzi Koko - 14-letni, czarny kastrat rasy Bombaj Europejski. O dominację walczy z nim od lat Funia - też kastrowana "bombajka". Duduś jest rudy, pręgowany, jedno oko ma zielone, a drugie brązowe, nieprawdopodobnie wesoły i zakochany ze wzajemnością w suce. Przebywa więc głównie na podwórku razem z ukochaną. Ostatni jest Gwizdek. Czarno-biały dachowiec o bardzo długich nogach i ogonie. Dlatego wmawiam wszystkim, że jego rasa to Kot Bagienny. Zaanektował sobie garaż, bo z niego można bez proszenia wyjść i udać się na panienki lub mordobicie. Obie te czynności najwyraźniej przekłada ponad wszystko.

I tu mogę przejść do meritum tego artykułu, czyli tematu kulinarnego.

Psu, gotuję rosół na poprzerastanych kościach i warzywach. W tym pokrzywa i liście mlecza. Zasypuję kaszą, płatkami, sporadycznie jest to makaron. Od czasu do czasu kupna sucha karma zamiast gotowanego. Co upichcone dla psa jest i dla kotów. Nauczone od małego pałaszują aż miło. Powtarzam: nauczone. A więc uczyliśmy (-my, bo to Żony pomysł - nadal leżę na plecach - sic!), uczyliśmy, że surowa marchewka, głąb i grubsze kawałki liści od kapusty, kawałki jabłka czy gruszki to także pychotka. Zamiast uzupełniać im braki witaminowe i mikroelementy pozwalając szczypać trawę lub dokarmiać suchą karmą, podrzucaliśmy stadu te surowizny. Głodny? Nie o godzinie posiłku? Masz kawałek marchewki. Pochrup sobie. A po jakimś czasie trzeba było głąb kapuściany dzielić na kilka części, bo się koty zaczynały bić o jedną całość. Reagują nieomal tak samo ostro, jak na kawałki surowego mięsa. Ponadto jadają ciasto, pomarańcze, mandarynki, banany, miąższ ze śliwek, brzoskwiń i kiwi, kapustę pekińską, a nawet kiszoną. Najmniej chętnie umyte obierki od ziemniaków. Zdarzyło się parę razy, że Koko tak najadł się warzyw, iż nie był już zainteresowany żadnym innym jedzeniem. Nawet porcją kociej karmy z puszki, którą bardzo lubi.

Andrzej Arokis

http://www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu

Akwarium w domu. Cz.1 - Robimy je sami

Kupić czy zrobić? Ot, dylemat. Gotowe akwarium możemy kupić lub zamówić w sklepie zoologicznym. Ale wówczas nabywamy je poprzez pośrednika - właściciel sklepu - co automatycznie podnosi cenę. Najprościej i najtaniej jest zrobić je samemu. No... prawie samemu. I wcale to nie jest trudne.

Po pierwsze musimy określić, jak ma być duże i gdzie chcielibyśmy je ustawić. Jest to o tyle ważne, że po napełnieniu wodą nabiera wagi. To, na czym będzie stało, musi podołać i unieść bez uszczerbku ten ciężar, a zarazem być stabilnym, gdyż wstrząsy i drgnięcia są źle przez ryby znoszone. Wiemy, że każdy dcm3 czyli litr wody to 1 kg wagi. Do tego trzeba dodać ciężar samego akwarium oraz ciężar dna, na który złożą się piasek, żwir, glina, kamienie, ozdoby, rośliny itp. Wiedząc to odpowiednio organizujemy to miejsce.

Teraz możemy udać się do warsztaru ślusarskiego. Zamawiamy tu wyspawanie ramy z kątowników 15-20 mm. W domu sami ją pomalujemy farbą kładzioną na korozję, najlepiej od razu z gruntem, w dowolnym kolorze. A może akwarium bez ramy? To o tym za chwilę. Następnie udajemy się do szklarza i zamawiamy szyby do naszej ramy. Najbezpieczniej jest zabrać ją ze sobą i poprosić by fachwiec zdjął wymiary. Pamiętajmy o grubościach szkła. Przedstawiam to w tabelce poniżej:

pojemność w l wysokość w cm grubość szyby w mm

50 25 4

120 40 6

240 50 11

600 60 16 itd.

Gdy już mówimy o wielkości akwarium, to zwracam uwagę, że im więcej miejsca do ruchu będą miały nasze rybki, tym lepiej będą się czuły, łatwiej każda znajdzie sobie swoje prywatne, bezpieczne miejsce. Ale wróćmy do budowy. Spód wykonujemy albo z ocynkowanej blachy o grubościod 2 do kilku mm, albo ze zbrojonego szkła. Wówczas musi ono być grubsze od ścian bocznych o minimum 2-3 mm. Szyby kleimy ze sobą i z ramą dwuskładnikowym klejem na bazie żywicy poliestrowej i uszczelniamy kitem miniowym. Możemy też wykonać akwarium z samego szkła. Szyby kleimy takim samym klejem, ale dodatkowo od wewnątrz kładziemy spoinę uszczelniającą z silikonu w tubie. Zanim całkiem on stężeje bierzemy małą łyżaczkę, moczymy w wodzie i na mokro, by silikon nie ciągnął się i nie przyklejał, przeciągamy z dołu ku górze wyrównując go, ugniatając i wypychając nadwyżki na boki. Potem będziemy mogli bez kłopotu usunąć je nożem, a spoina będzie ładnie wyglądała. W tak przygotowane akwarium lejemy wodę i czekamy parę dni sprawdzając szczelność. W miedzyczasie naklejamy na wierzch ramy 4-6 podstawek z gumy lub korka o wysokości 5-10 mm, na których kładziemy szklaną szybę nakrywającą całość. Będzie ona chroniła przed nadmiernym parowaniem, jak też uniemożliwi ewentualne wyskoczenie rybki z wody poza akwarium.

Czas zakupić oprzyrządowanie. Zakup jest, właściwie, jednorazowy, ale niezbędny i nie da się go uniknąć. Trzeba, przecież, zadbać o jakość wody, jej skład, zawartość tlenu, temperaturę oraz ładny wygląd całości. Wpłynie to bezpośrednio na zdrowie, odporność i kondycję naszych przyszłych podopiecznych. W sklepach akwarystycznych nabywamy grzałkę (najlepiej z termoregulatorem), urządzenia do napowietrzania, przewietrzania i filtrowania wody oraz całą gamę drobnego osprzętu jak: wężyk gumowy zakończony szklaną rurką do zbierania nieczystości z dna, szczoteczki, skrobaczki i ściereczki do czyszczenia szyb, pływające karmniki do suchego i mokrego pokarmu, termometr z przyssawką, odmulacz, wiadro, siatki i fajki do odławiania osobników dorosłych i narybku, pehametr, którym określimy skład chemiczny wody oraz lampy do oświetlenia. Jeśli, bowiem, ustawimy akwarium w świetle słnecznym czy dziennym, będzie nam trudno kontrolować i utrzymać stałą temperaturę wody oraz musimy się liczyć ze zwiększoną tendencją do zarastania szyb glonami i koniecznością częstszego ich czyszczenia.

Teraz możemy przejść do tworzenia środowiska dla naszych rybek. Ale o tym będzie w części 2. A więc CDN.



ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Akwarium w domu. Cz.2 - tworzymy środowisko

Pod pojęciem "środowisko" należy rozumieć to, gdzie będą żyły rybki i to, co je bezpośrednio będzie otaczało. A więc woda, wszystko to, co położymy na dnie oraz rośliny. Będziemy tworzyć miejsce do życia. Nie wolno o tym zapominać. Od naszej staranności zależeć będzie egzystencja innych żywych istot.

Już na wstępie powinniśmy zdecydować: czy chcemy, żeby rośliny rosły w doniczkach, czy bezpośrednio w gruncie dna. Sadzenie w doniczkach ma tę zaletę, że gdy chcemy dokonać gruntownego sprzątania i czyszczenia akwarium, wyjmujemy je razem z doniczkami. Po skończonych porządkach ponownie ustawiamy. Czyszczenie, gdy rośliny są osadzone w dnie, to nieco większy nakład pracy, ale za to samo wnętrze akwarium wygląda bardziej naturalnie. Jeśli decydujemy się na pierwszą opcję musimy najpierw doniczki umyć i wyparzyć gorącą wodą. Z podłożem do wypełnienia doniczek, to jest z grubym żwirem, drobnymi i większymi kamykami postępujemy podobnie, tyle, że wyparzamy je w piekarniku w 150 st C przez około 10-15 minut. Zamiast piekarnika możemy użyć garnka i wszystko wygotować przez kilkanaście minut, po czym wodę wylać, a resztę wystudzić. Rośliny wkładamy do doniczek tak, by korzenie nie były znadto pozaginane, zasypujemy jedną ręką podtrzymując roślinkę drugą. Na wierzchu ozdabiamy kamykami. Ustawiamy cały ogród w akwarium umocowując doniczki większymi kamieniami. I gotowe. Natomiast wybór drugiej wersji to "wyższa szkoła jazdy". Potrzebny nam będzie piasek rzeczny, żwir, drobne i większe kamienie oraz glina. I znów musimy pamiętać, by zachować maksymalną czystość wszystkiego, co znajdzie się w zbiorniku. Nie chcemy, przecież, już na wstępie, zakazić wody jakimiś bakteriami lub wprowadzić szkodliwe np. substancje chemiczne. I znów, jak wyżej - mycie i wyparzanie. Gdy mamy to już za sobą, bieżemy się za przygotowanie podłoża. Piasek i glinę mieszamy w stosunku 3:1. Gotową mieszankę układamy na dnie formując ją tak, by z jednej strony było jej więcej, Z drugiej powinien powstać dołek. Jednak w najcieńszym miejscu podkład nie powinien mieć mniej niż 3 cm. Całość zasypujemy żwirem zmieszanym z piaskiem. Jak widzimy, stworzyliśmy dno o lekkim nachyleniu w jednym kierunku. Ułatwi nam to w przyszłości czyszczenie, gdyż nieczystości będą się same gromadziły w zagłębieniu i łatwiej będzie je usunąć przy pomocy gumowej rurki, którą kupiliśmy - patrz cz.1 tego artykułu. Sadzimy rośliny w podłożu wg. generalnej zasady: wybiera się egzemplarze młode, bez widocznych uszkodzeń i zabrązowień, z jasnymi korzeniami. Staramy się umiejscowić rośliny wysokie, z wąskimi liśćmi, bliżej tylnej ściany zbiornika. Niższe w okolicy środka, zaś szerokolistne pojedyńczo w wolnych miejscach tak, by nie zasłaniały widoku wnętrza akwarium od przodu.

Teraz przygotowujemy wodę. Najlepszą byłaby woda uzyskana z naturalnego źródła górskiego, łąkowego, leśnego lub z nieczynnej kopalni. Deszczówka nie nadaje się, gdyż jest skażona wyziewami przemysłowymi. Tak samo jest z wodą pozyskaną z roztopionego śniegu czy lodu. Wodę z kranu możemy użyć, gdy odstoi w odkrytych wiadrtach 5-7 dni, by odparował z niej szkodliwy dla rybek chlor. Powstający w tym procesie kożuch na wodzie też lepiej usunąć. Wody destylowanej można użyć, ale raczej w niewielkiej ilości - np. do uzupełnienia wody, która odparowała - ma ona tendencję do obniżania poziomu związków mineralnych w zbiorniku. Woda, jak wiemy, może być twarda lub miękka. Musimy wiedzieć, którym rodzajem dysponujemy, gdyż rybki żyjące w wodzie miękkiej źle znoszą wodę twardą i vice versa. Określimy to kupionym pehametrem - znów patrz cz.1 tego artykułu. Można też użyć papierowych wskaźników zwanych papierkami lakmusowymi. Odczyn kwaśny wody to wskazanie od 0 do 7 pH (czerwony papierek lakmusowy, obojętny - 7 pH, zaś powyżej 7 do 14 pH (papierek niebieski) jest on zasadowy. Przygotowaną wodę możemy wlać do zbiornika, ale nie bezpośrednio na piasek. Podkładamy np. kawalek folii lub mały talerzyk, by nie wzburzać dna czy wypłukać osadzonych tam roślin. One są bardzo ważne. Prócz walorów ozdobnych produkują niezbędny rybom tlen, stanowią ich schronienie i niejednokrotnie są miejscem składania ikry.

Jak widzisz, drogi czytelniku, nie podaję tu ani ile sadzić roślin, ani jakie gatunki, ani jak je rozsadzić. Nie podaję także czystości wody, koniecznej temperatury, pH, oświetlenia, doboru pokarmów czy koniecznych zabiegów hodowlanych. Dlaczego? To proste - zależeć to będzie od wybranych przez Ciebie gatunków rybek, jakie zechcesz osiedlić w nowym zbiorniku. Należy pamiętać, że niektóre gatunki nie mogą przebywać w tym samym akwariun z innymi. Jednak jest sporo takich, które świetnie tolerują inne na swoim tyerytorium. Ale dokładne informacje na ten temat można w najprostszy sposób uzyskać w sklepie akwarystycznym. Ja zaczynałem od hodowli cierników trójigłych. Są łatwe w utrzymaniu i niezbyt wymagające. Zasiedlają wszystkie wody w kraju, więc nie miałem kłopotu z wakacjami - puszczałem je na wolność. A we wrześniu łowiłem nowe. Dzięki nim łatwo nauczyłem się podstaw akwarystyki i nie zrobiłem żadnej mojej rybce krzywdy.

I to na tyle. Zapraszam do przeczytania cz.3. Opowiem nieco o różnych gatunkach akwariowych rybek - co lubią, jak z nimi postępować etc. A więc - CDN.

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Akwarium w domu. Cz.3 – słodkowodne ryby akwariowe

Na ogół są to gatunki rybek niewielkich, o ciekawych kształtach i oryginalnym ubarwieniu. Zalicza się tu ponad 1000 gatunków! Hodowano je od zamierzchłych czasów, a rozkwit tego procederu przypada na wiek XII w Chinach i Japonii (złote karasie).

Bojownik syjamski – zamieszkuje rzeki Indochin i Malajów. Długość 7-8 cm . Ubarwienie zielone, niebieskie, czerwone, fioletowe, czarne i żółte w różnych odcieniach. Samiec nie toleruje innych samców swojego gatunku – atakuje bardzo agresywnie. Jedno akwarium – jeden samiec. Zbiornik 20-50 l, temp 28-32 st C. Wrażliwe na zmiany temperatury! Pokarm zwierzęcy suchy i żywy. Obsadę tarła tworzy jedna para. Samiec przenosi złożoną ikrę do zbudowanego przez siebie piankowego gniazda i opiekuje się 3-6 dni. Samicę trzeba odseparować zaraz po złożeniu ikry. Gdy jest już młody narybek samca też odławiamy. Preferowane rośliny to: salwinia pływająca i brazylijska, paprotnica rutewkowa, kryptokoryna rzęstkowa, hydrofilia hinduska, limnofilia bezszypułkowa, pistia rozetkowa.

Brzanka różowa – zamieszkuje głównie spokojne wody Półwyspu Indyjskiego. Długość nie przekracza 8 cm . Ubarwienie samca różowe, a podczas tarła czerwone. Ruchliwa. Dobrze toleruje obecność innych gatunków ryb. Zbiornik 20-80 l, temp 20-22 st C, pH 7-8. Wszystkożerna. Lubi światło i dużo roślinności. Obsadę tarła tworzy 2 samców i 1 samica. Trzeba je oddzielić od złożonej ikry. Wylęg po 24-36 godz. Młode od 5 dnia karmimy drobnym, żywym pokarmem – dojrzewają po niecałym roku. Preferowane rośliny to: kryptokoryna rzęstkowa, hydrofilia hinduska, limnofilia bezszypułkowa, tatarak japoński, moczarka kanadyjska, rzęsa drobna, nurzawiec śrubowy.

Brzanka sumatrzańska – zamieszkuje rzeki Malezji. Długość do 7 cm . Ubarwienie złote z czarnymi, pionowymi pasami. Ruchliwa i zgodna. Zbiornik 20-80 l, temp 20-24 st C. . Wszystkożerna. Nie lubi wody z nadwyżką związków wapnia. Obsadę tarła tworzy 1 para oddzielona od innych w wodzie o temp 24-26 st C. Po złożeniu ikry dorosłe odławiamy. 2-3 dnia wylęgają się larwy, a po 6 są rybki. Karmimy wymoczkami, następnie planktonem. Preferowane rośliny to: kryptokoryna rzęstkowa, hydrofilia hinduska, limnofilia bezszypułkowa, tatarak japoński, moczarka kanadyjska, rzęsa drobna, nurzawiec śrubowy.

Bystrzyk Serpa (barwny) – zamieszkuje w ciemnych rzekach dżungli południowoamerykańskiej. Długość do 5 cm . Ubarwienie brązowo czerwone, płetwy brzuszna i odbytowa zakończone na biało, zaś na grzbietowej na jasnym tle wyraźna, ciemna plamka. Zbiornik 20-50 l, temp 23-26 st C. Lubi dużo roślinności. Pokarm to plankton suszony i żywy. Obsadę tarła tworzy 1 samiec i 2 samice. Po złożeniu ikry dorosłe odławiamy, a akwarium zaciemniamy na 4 dni. Młode wylęgają się po 2 dniach. Od 7 dnia karmimy je planktonem. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, nurzawiec śrubowy, ludwigia pływająca, wywłócznik kłosowy i brazylijski, heterantera trawiasta, kabomba karolińska.

Bystrzyk neonowy – zamieszkuje dorzecze górnej Amazonki. Długość 3-4 cm . Spokojna i zgodna. Ubarwienie oliwkowe z niebiesko świetlistym pasem wzdłuż linii bocznej ciała. Zbiornik niewielki, temp 20-26 st C. Mało roślin. Pokarm to plankton suszony i żywy. Obsadę tarła tworzy 1 para. Po złożeniu ikry dorosłe odławiamy, a akwarium zaciemniamy. Młode wylęgają się po 24 godz. Od 7 dnia karmimy je planktonem. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, nurzawiec śrubowy, ludwigia pływająca, wywłócznik kłosowy i brazylijski, heterantera trawiasta, kabomba karolińska.

Cierniczek dziewięcioigły – zamieszkuje słodkie i lekko zasolone wody Europy środkowej i północnej. Długość 4-6 cm . Samce agresywnie wojownicze trzymamy pojedynczo. Ubarwienie srebrno zielonkawe, na grzbiecie 9 kolców. Zbiornik ponad 50 l, temp 20-23 st C. 2-3 samiczki składają ikrę do gniazda zbudowanego przez samca, który opiekuje się młodymi. Pokarm żywy dla osobników dorosłych, plankton dla narybku. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, mech wodny, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, rogatek sztywny.

Ciernik trójigły – zamieszkuje wszystkie zbiorniki Europy. Długość do 9 cm . Ubarwienie srebrzyste. Na czas tarła samiec staje się czerwony i szmaragdowy. Jest wtedy bardzo bojowy i agresywny. Zbiornik ponad 50 l, temp do 22 st C. Samiczki składają ikrę do gniazda zbudowanego przez samca, który opiekuje się młodymi. A gdy zaczynają się rozpraszać samca odławiamy by zapobiec kanibalizmowi. Pokarm tylko żywy. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, mech wodny, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, rogatek sztywny.

Danio pręgowany - zamieszkuje wody Półwyspu Indyjskiego. Długość 4-5 cm . Ubarwienie oliwkowe ze złocistymi pasami wzdłuż. Zbiornik 20-50 l, temp 20-23 st C. Lubi słońce. Rośliny sadzimy bardziej przy tylnej ścianie. Obsadę tarła tworzy 1 samiczka i 2-3 samce. Po złożeniu ikry ryby odławiamy, akwarium zaciemniamy na 2-4 dni. Pokarm to plankton suszony i żywy. Preferowane rośliny to: kryptokoryna rzęstkowa, hydrofila hinduska, limnofilia bezszypułkowa, tatarak japoński, moczarka kanadyjska, rzęsa drobna, nurzawiec śrubowy.

Gupik pawie oczko – zamieszkuje środkowo północne spokojne wody Południowej Ameryki. Długość samca do 2,5 cm , samicy do 5 cm . Łatwe więc bardzo popularne w hodowli, o małych wymaganiach, spokojne, niezwykle płodne – co 30-40 dni rodzi ich się od kilku do nawet 50 sztuk, Zbiornik 15-30 l, temp 20-22 st C. Wszystkożerne. Samice z widoczną ciążą przenosimy do oddzielnego zbiornika, po porodzie odławiamy i przenosimy z powrotem. Preferowane rośliny to: azola karolińska, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, kabomba karolińska, wgłębna wodna, ludwigia pływająca, limnobium rozłogowe, świecznica giętka.

Gurami dwuplamisty – zamieszkuje południowo-wschodnią Azję. Długość do 15 cm . Ubarwienie oliwkowo zielone do zielono niebieskiego. Płetwy szaro zielone w białe lub pomarańczowe plamki. Charakterystyczne dwie ciemne plamy na obu bokach ciała. Zbiornik ponad 50 l, temp 25-30 st C. Duże natlenienie. Pokarm – wyłącznie pochodzenia zwierzęcego suchy i żywy jak też skrobane, surowe mięso. Obsadę tarła tworzy 1 para. Po złożeniu ikry w pienistym gnieździe odławiamy samicę, a po wylęgu – samca. Preferowane rośliny to: salwinia pływająca i brazylijska, pistia rozetkowa, hydrofila hinduska, kryptokoryna rzęstkowa, limnofilia bezszypułkowa, paprotnica rutewkowa.

Karaś złocisty (złota rybka) – występuje w nieomal 100 odmianach. Najbardziej znane to: welon z dużymi, falującymi płetwami, teleskop o bardzo wypukłych oczach i ryba-jajo – nazwa od kształtu ciała. Długość 15-30 cm . Ubarwienie złote, mleczne, pomarańczowe, wielobarwne, czarne, fioletowe. Zbiornik głęboki, ponad 100 l, temp 17-20 st C. Obsadę tarła tworzy 1 samiczka i 2-3 samce. Po złożeniu ikry tarlaki należy odłowić. Wylęg następuje po 4-6 dniach, a 3 dnia po tym narybek zaczynamy karmić sproszkowanym żółtkiem i drobnym planktonem. Preferowane rośliny to: kryptokoryna rzęstkowa, hydrofilia hinduska, limnofilia bezszypułkowa, tatarak japoński, moczarka kanadyjska, rzęsa drobna, nurzawiec śrubowy.

Kardynałek chiński – zamieszkuje górskie potoki południowo-wschodnich Chin. Długość do 4 cm . Ubarwienie czarno brunatne z niebieskimi pasami wzdłuż boków. Zbiornik 20-50 l, temp 18-22 st C. Pokarm to plankton suszony i żywy. Po złożeniu przez samiczkę ikry dorosłe odławiamy. Po 2-5 dniach następuje wylęg. Młode karmimy planktonem i roztartym, gotowanym na twardo, jajkiem. Preferowane rośliny to: kryptokoryna rzęstkowa, hydrofilia hinduska, limnofilia bezszypułkowa, tatarak japoński, moczarka kanadyjska, rzęsa drobna, nurzawiec śrubowy.

Mieczyk zielony (Hellera) – zamieszkuje zarośnięte wody Ameryki Środkowej. Wyhodowano jego odmiany: czerwoną, czarną, żółtą, czarno czerwoną , nakrapianą, albinotyczną białą. Długość samca do 8 cm, samicy do 12 cm . Zbiornik 20-50 l, temp 20-30 st C. Gęsta roślinność. Wszystkożerne. Łatwe w hodowli. Spokojne. Samice po tarle odłowić. Żyworodne. Po porodzie samice ponownie przenieść do akwarium. Narybek karmić początkowo pokruszonym, drobnym planktonem, a następnie żywą dafnią czyli oczlikami i rozwielitkami. Preferowane rośliny to: azola karolińska, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, kabomba karolińska, wgłębna wodna, ludwigia pływająca, limnobium rozłogowe, świecznica giętka.

Molinezja szerokopłetwa – zamieszkuje rozlewiska rzek Ameryki Północnej. Długość do 9 cm . Ubarwienie złoto czerwone lub czarne (Black Molly – krzyżówka hodowlana) z wysoką płetwą grzbietową. Ruchliwa i zgodna. Żyje parami. Zbiornik 50-80 l, temp 20-24 st C. Wszystkożerna, ale preferuje pokarm roślinny jak glony. Dokarmiamy liśćmi sałaty i młodej kapusty. Samiczkę przed porodem odławiamy. Po porodzie (żyworodna) młode karmimy pokarmem roślinnym – glonami. Preferowane rośliny to: azola karolińska, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, kabomba karolińska, wgłębna wodna, ludwigia pływająca, limnobium rozłogowe, świecznica giętka.

Pielęgnica Meeka – zamieszkuje jeziora i wolno płynące rzeki środkowej Afryki, Ameryki Południowej oraz południowej Azji. Ubarwienie wielobarwne, jaskrawe, krzykliwe. Niektóre gatunki drapieżne, inne roślinożerne. Długość 4-12 cm . Zbiornik 50-80 l, temp 24-28 st C. Po długich godach składają ikrę w wybudowanych gniazdach. Opiekują się narybkiem. Preferowane rośliny to: salwinia pływająca i brazylijska, pistia rozetkowa, hydrofila hinduska, kryptokoryna rzęstkowa, limnofilia bezszypułkowa, paprotnica rutewkowa, moczarka kanadyjska i argentyńska.

Różanka pospolita – zamieszkuje spokojne wody Europy środkowej i Azji wschodniej. Długość do 8 cm . Ubarwienie srebrne do tęczowo-srebrnego. Spokojna i zgodna. Zbiornik 20-50 l, temp do 22 st C. Wszystkożerne. W okresie tarła należy do akwarium włożyć kilka małży – szczeżuje czy skujki. Samica do ich jamy skrzelowej złoży ikrę. Po 4-5 tygodniach wyjdzie stamtąd narybek i wówczas dorosłe należy przenieść do innego zbiornika. Lubi gęstą roślinność. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, mech wodny, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, rogatek sztywny.

Skalar – zamieszkuje dorzecze środkowej Amazonki. Długość do 15 cm . Ubarwienie jasne z ciemniejszymi pasami. Spokojne choć płochliwe. Zbiornik wysoki 100-200 l, temp 24-28 st C. Woda mocno natleniona. Pokarm – tylko zwierzęcy, żywy. Przychówek zależy wyłącznie od dobrze dobranej pary. Liście roślin ze złożoną ikrą przenosimy do innego zbiornika. Wylęg po 2 dniach, po 4 od wylęgu karmimy drobnym planktonem i rozdrobnionymi wazonkowcami. Preferowane rośliny to: kabomba karolińska, strzałka wodna, żabieniec amazoński, nurzawiec śrubowy.

Wielkopłetw wspaniały (rajska ryba) – zamieszkuje wody Azji wschodniej. Długość do 15 cm . Ubarwienie brunatne, szare lub zielonkawe z niebieskimi i czerwonymi pasami na przemian. Jedna z ładniejszych ryb akwariowych. Łatwa w hodowli, mało wymagająca lecz bojowa i agresywna wobec innych gatunków. Zbiornik 30-50 l, temp 20-25 st C. Obfita roślinność. Pożywienie to pokarm zwierzęcy – plankton, tubifexy, larwy owadów, skrobane, surowe mięso, siekane dżdżownice i ślimaki. Obsadę tarła tworzy 1 para. Samiec buduje piankowe gniazdo. Tam trafia złożona ikra. Wtedy samicę odławiamy. Po 1,5-2,5 dnia lęgną się larwy. Opiekuje się nimi samiec. Gdy narybek zaczyna wychodzić z gniazda, odławiamy też samca. Preferowane rośliny to: salwinia pływająca i brazylijska, pistia rozetkowa, hydrofila hinduska, kryptokoryna rzęstkowa, limnofilia bezszypułkowa, paprotnica rutewkowa.

Zmienniak plamisty (plat) – zamieszkuje stojące i wolno płynące wody Ameryki Środkowej. Długość samca do 3,5 cm , samicy – do 5 cm . Ubarwienie plamisto czarne, czerwone, czarne, złote lub czerwono czarne. Zbiornik 20-30 l, temp 20-25 st C. Wszystkożerny. Samicę przed porodem odławiamy. Żyworodne. Młode karmimy drobnym planktonem. Preferowane rośliny to: azola karolińska, wywłócznik kłosowy i brazylijski, salwinia pływająca i brazylijska, kabomba karolińska, wgłębna wodna, ludwigia pływająca, limnobium rozłogowe, świecznica giętka.

Żałobniczka czarna (czarna tetra) – zamieszkuje spokojne wody Boliwii, Paragwaju i Brazylii. Długość do 6 cm . Ubarwienie zielono szare przechodzące w tylnej części ciała w czarne. Zbiornik 20-50 l, temp 23-25 st C. Lubi słońce i mało roślin. Pożywienie to suchy i żywy plankton. Obsadę tarła tworzą 2 samce i 1 samica. Po złożeniu ikry dorosłe osobniki odławiamy. Po 3-4 dniach wylęga się narybek, który karmimy drobnym planktonem żywym i rozkruszonym. Preferowane rośliny to: moczarka kanadyjska i argentyńska, nurzawiec śrubowy, ludwigia pływająca, wywłócznik kłosowy i brazylijski, heterantera trawiasta, kabomba karolińska.

Omówiłem tu pokrótce gatunki najpopularniejsze, moim zdaniem, w domowych akwariach. Bak tu miejsca, by pisać o wszystkich (około tysiąca!). Powinienem wspomnieć o proporczykowcu z Kap Lopez, żaglowcach innych niż skalar, glonojadach czyszczących szyby z glonów i dlatego coraz bardziej popularnych czy o naszych polskich rybach, jak koza, piskorz lub śliz, które można trzymać w akwarium, lecz nie uda się ich rozmnożyć.

Zanim jednak kupimy ryby powinniśmy zapoznać się z ich żywieniem. Co podawać, jak przygotować i skąd brać. To będzie w cz.4. A więc ponownie CDN.

Andrzej Arokis

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Akwarium w domu. Cz.4 – jak i czym karmić rybki

Co jedzą rybki w akwarium? Na pewno nie pokruszony chleb czy bułeczkę. Nie będą jadły cukierków, ciastek ani smażonych kotlecików. I na pewno nie tkną kiełbasy, ani nie popiją jej wódeczką.
Ich pokarm to plankton, czyli drobne zwierzęta i rośliny wodne.

W karmę możemy się zaopatrywać w zoologicznym sklepie. Jednak pokarm pozyskany przez nas w wyniku eksploracji dzikiego akwenu lub własnej hodowli jest cenniejszy jakościowo i nie powinniśmy z niego rezygnować.

Plankton. To dokładnie wrotki, pierwotniaki i malutkie skorupiaki – popularna dafnia oraz glony. Wszystko to pod postacią żywą lub suszoną. Musimy na nie zapolować. Wyszukujemy zbiornik, w którym nie ma ryb - dzikie ryby często chorują, a my nie chcemy zakazić akwarium. Na długim kiju mocujemy kółko z drutu. Do niego doczepiamy siatkę z tiulu, gazy młyńskiej lub damskiej pończochy. Zagarniamy tą siatką wodę filtrując złowiony plankton. Przed przełożeniem połowu do słoika czy bańki z wodą należy sprawdzić, co złowiliśmy. Jeśli stwierdzimy, że wśród planktonu są pijawki, stułbie, wymoczki, jakieś pluskwiaki – niektóre, jak żółtobrzeżek, są drapieżne – czy ślimaki, to należy ich się pozbyć, gdyż są szkodliwe dla ryb i roślin. A jeżeli jest ich dużo, to najlepiej zrobimy szukając innego zbiornika. Po powrocie do domu złowiony plankton przelewamy, do przygotowanego w tym celu, zbiornika. Dobrze jest teraz zdezynfekować cały połów. Używamy do tego soli kuchennej w proporcji 1 łyżeczka od herbaty na 5 l wody i ostrożnie mieszamy do rozpuszczenia się soli. Martwe żyjątka znów opadną na dno. Zaś po około godzinie możemy żywymi karmić nasze rybki. Dno zbiornika sprzątamy co 2-3 dni, by nie dopuścić do rozkładu martwych osobników. Temp wody nie powinna przekraczać 16-18 st C. Gdy mamy nadmiar planktonu możemy jego część wysuszyć wykładając go na płótno w ciepłym i przewiewnym miejscu. Dobrze się go przechowuje przez dłuższy czas w pergaminowych torebkach w suchym pomieszczeniu.

Tubifex (rureczniki). Znaleźć je możemy w mule stawów czy strumieni. Należy je wyplukać z mułu w kąpieli z czystej wody i podłoża piaskowego. Następnego dnia można je już przełożyć do naczynia zapewniając przepływ przez nie wody. Porcje tubifexów podajemy z pływającego karmnika, ale nie za często, gdyż ich nadmiar może spowodować zapalenie jelit u rybek.

Ochotki i larwy komarów. Pozyskać je można penetrując przy brzegu każdy zbiornik wodny. Znajdziemy je pod kamieniami, przyczepione od spodu do liści i łodyg roślin. Po wypłukaniu stanowią wartościowy pokarm.

Wazonkowce. Zamiast kupić gotowe, kupujemy tzw. grudę zarodową i hodujemy sami. W skrzynce dajemy podkład: na 5 cm torfu wykładamy 15 cm ziemi ogrodowej wymieszanej z piaskiem. Na to kładziemy wspomnianą grudę zarodową i pożywkę w postaci białego, chudego sera. Całość przykrywamy szybką. Karmę tą podajemy 2-3 razy na tydzień.

Muszki owocówki. Do słoika, w siateczce z dużymi oczkami, wkładamy parę skórek od jabłka, resztkę z owoców lub trochę dżemu i śmietany. Mieszamy to z odrobiną płatków owsianych, a słoik stawiamy przy otwartym oknie. Po kilku godzinach pojawią się muszki. Zamykamy je w słoiku nakrywając go gazą. Po 10-14 dniach. Jest ich już sporo. Usuwamy ostrożnie siatkę z pokarmem. Muszki mieszamy z wodą z akwarium i całość przelewamy powrotem do akwarium.

Surowe mięso wołowe, cielęce i dżdżownice, ślimaki. Karmę tą podajemy mocno rozdrobnioną i tylko niektórym gatunkom ryb. Nie może ona stanowić podstawowego pożywienia, lecz tylko je uzupełnić i to jedynie od czasu do czasu.

Powinniśmy zadbać, by podawane przez nas pożywienie było zawsze świeże i skonsumowane w całości w ciągu kilkunastu minut. Lepiej dać mniej, niż za dużo. Jeśli będzie zalegało na dnie, to szybko zacznie się psuć i odtleniać wodę. Podajemy karmę 3-5 razy dziennie. Pamiętajmy, by nie przekarmiać, a podopieczni będą silni i zdrowi. Najlepszym tego dowodem będzie ich rozród. A skoro już wspomniałem o zdrowiu, to zapraszam na następną, cz.5, gdzie powiem nieco o chorobach ryb, leczeniu i profilaktyce. A więc nadal CDN.

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Akwarium w domu. Cz.5 – choroby ryb

Niestety nikt na ziemi nie jest wolny od najrozmaitszych zakażeń bakteryjnych, wirusowych, pasożytniczych czy grzybiczych. Rybki w akwariach także. Jednak podejmowania się leczenia samodzielnie raczej bym nie polecał. Żeby to robić trzeba być bardzo doświadczonym akwarystą.

Rozpoznać jednostkę chorobową jest niezwykle trudno. Jednak nawet początkujący hodowca jest w stanie zauważyć, że ryby wyglądają i zachowują się inaczej niż zazwyczaj. A to pływają pod samą powierzchnią, choć normalnie tego nie czynią, albo leżą na dnie, zachowują się nerwowo lub apatycznie, są płochliwe, a zawsze były spokojne albo nie są zainteresowane pożywieniem, choć dotychczas ładnie żerowały. To są pierwsze symptomy, że coś jest nie tak i że być może mamy doczynienie z rozwijającą się jakąś chorobą. Wówczas przygotowujemy oddzielny zbiornik pt. akwarium-szpital. Szczegóły potem. Opiszę teraz kilka najpospolitszych chorób, jakie można spotkać w akwarium.

Termatoza – roznoszona przez pasożyta zwanego przywrą. Przyczepiona tarczką z haczykami, przywra pasożytuje na skórze, płetwach i w skrzelach ryby, niszcząc komórki nabłonkowe. Dopiero większa ilość przywr staje się groźna. Może doprowadzić do duszenia się ryby. Lekarstwem jest 20-min kąpiel w wodnym 1-1,5% roztworze soli kuchennej lub 5-min kąpiel w 0,5% roztworze wody utlenionej.

Choroba sporowcowa – wywołują ją pierwotniaki. Na ciele ryby pojawiają się białawe, rosnące guzki. Nie leczymy. Niestety całą hodowlę należy zlikwidować wraz z roślinami. Zbiornik, piasek i wszystkie urządzenia należy porządnie zdezynfekować.

Ichtiofoniaza – wywołuje ją pasożytniczy grzybek atakujący całe ciało wraz z narządami wewnętrznymi. Roznoszona jest przez kontakt z zakażonymi osobnikami. Może mieć długą fazę utajenia. Pierwszym objawem będą drżące, niepewne ruchy ryby. Potem na ciele obserwujemy powstające czerwonawe owrzodzenia powodujące zlepianie się płetw, wychudzenie, odpadnięcie płetwy ogonowej i w końcu padnięcie. Nie leczymy. Całą hodowlę niszczymy wraz z roślinami i piaskiem. Zbiornik i wszystkie urządzenia starannie dezynfekujemy.

Ichtioftiriaza – wywoływana jest przez pierwotniaki. Atakuje głównie osobniki słabsze, bez kondycji, z obniżoną odpornością. Ryba zaczyna niepewnie się poruszać. Zwiększa się znacząco ilość wydzielanego śluzu. Na ciele pojawia się biaława wysypka, a nawet ubytki naskórka. Leczyć możemy stosując przez 3-7 dni kąpielą w 0,001% wodnym roztworze chloraminy.

Pleśniawka – powodują ją złe warunki panujące w akwarium (niedostatecznie czysta woda, za niska temperatura, źle wypłukana i oczyszczona karma pozyskana w nie do końca sprawdzonym akwenie wodnym itp.). Stanowią one doskonałą pożywkę dla rozwoju pasożytniczego grzybka, który buduje swoją grzybnię na ciele ryby w formie białego, przypominającego pleśń, nalotu. Miejsca te smarować można słabym roztworem jodyny. W oddzielnym akwarium-szpitalu zwiększamy natlenienie i podnosimy temperaturę do możliwie najwyższej, jaka jest przypisana danemu gatunkowi czy gatunkom. Jednak zbyt mocno zarażone pleśniawką ryby są nie do wyleczenia.

Zakaźne zmętnienie skóry – Choroba zaraźliwa, wywołana przez organizmy pasożytujące na skórze od zewnątrz. Przenosi się przez pobyt osobników zakażonych w pobliżu zdrowych bez bliskiego kontaktu! Skóra staję się coraz bardziej mętna, aż wreszcie zaczyna odpadać całymi plastrami. Pomóc mogą 20-min kąpiele w 1-1,5% roztworze soli kuchennej.

Kąpiele, o których tutaj wspominałem, należy przygotowywać o oddzielnych, szklanych, zdezynfekowanych naczyniach. Bez roślin i piasku. Roztwór musi mieć temperaturę taką samą jaka jest w tej chwili w akwarium, z którego odłowimy rybkę do leczenia. I druga sprawa: jeśli pacjent reaguje nerwowo, zachowanie jego wykazuje niepokój – zabieg należy natychmiast przerwać.

Jeśli choroba zmusi nas do likwidacji całej hodowli, pozostaje nam opróżniony zbiornik do dezynfekcji. By to uczynić należy go napełnić 1% roztworem wodnym lizolu lub 6% roztworem wodnym formaliny i pozostawić na parę dni. Potem płyn dezynfekcyjny usuwamy, a sam zbiornik kilka razy dobrze płuczemy czystą wodą.

Już na samym początku mówiłem, że najważniejsza jest profilaktyka, Jest ona lepsza, tańsza i może dać doskonałe rezultaty. Lecz pewne proste zabiegi możemy zaryzykować i wykonać samemu. Działania profilaktyczne to celowe zapobieganie jakiemuś zdarzeniu. W naszym przypadku tym zdarzeniem jest choroba naszych rybek. Co robić, by tego uniknąć? Bądźmy szczerzy – w 100% to się nie uda. Chociaż znam takich akwarystów, co hodowle mają od kilkudziesięciu lat, a chorób mieli „na palcach jednej ręki policzyć” lub coś koło tego. Jak to im się udało? Ano przestrzegali pewnych podstawowych zasad z żelazną konsekwencją. Oto one:

- Woda w akwarium musi mieć niezmiennie stały skład chemiczny (patrz wcześniejsze części tego artykułu),

- Woda musi mieć stale tę samą temperaturę (+-0,5 st C),

- Zbiornik pt. akwarium, to cały świat dla jego mieszkańców. My staliśmy się Bogiem dla tych stworzeń. Dlatego naszym obowiązkiem jest zorganizowanie tego miejsca dokładnie według potrzeb i wymagań mieszkańców, a nie naszych. To im ma się podobać. Nasz gust jest na drugim planie. Jeśli widzisz to inaczej – zrezygnuj,

- Każda rybka, którą zakupimy, obowiązkowo musi trafić do przejściowego zbiornika na 3-4-ro tygodniową kwarantannę, a będziemy mieli pewność, co do jej zdrowia i kondycji,

- Połowów żywego pokarmu dokonujemy wyłącznie w niezarybionych, dzikich zbiornikach,

- Larwy owadów, ślimaki, tubifexy, małże, plankton należy hodować w innych zbiornikach, a do akwarium podstawowego przekładać tylko ilości niezbędne do nakarmienia ryb,

- Ryby chore (a wręcz tylko podejrzewane o to) oraz padłe należy natychmiast z akwarium usunąć,

- Akwarium, z którego cała hodowla musiała być zniszczona, musi być gruntownie zdezynfekowane,

- Cały osprzęt, jakiego użyliśmy do odłowienia chorej lub padłej ryby musi być starannie zdezynfekowany,

- Powinniśmy mieć przygotowane kilka niewielkich zbiorników (np. duże słoje), by stworzyć izbę porodową czy szpital lub izolację dla agresywnego samca. Mogą być bez roślin, piachu i mocnego naświetlenia, ale muszą mieć możliwość dobrego natleniania i regulacji temperatury.

Jeśli zastosujemy się do tych zaleceń będziemy mieli ogromną szansę prowadzenia pięknej hodowli, która przyniesie nam masę satysfakcji i zadowolenia. A i goście w naszym domu będą podziwiać i zachwycać się napełniając naszą próżność słodkim nektarem. Zaś rybki, jak to one, nie powiedzą nic, ale swoim przychówkiem udowodnią, że jest im u nas dobrze.

Pozostało mi tylko jedno w tym temacie. By oprócz dotychczasowych wiadomości technicznych zamieścić jeszcze niewielki rys historyczny. Przecież jeśli coś się robi i nazywa się to hobby, to należy mieć w tym temacie jakieś, nie wielkie, ale jednak, pojęcie ogólne. Tak więc zapraszam na ostatnią cz.6, w której powiem w skrócie, jak to się zaczęło, że dziś akwarium stoi u Ciebie w domu. CDN.

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Akwarium w domu. Cz.6 i ostatnia – rys historyczny, ale nie tylko

Akwarystyka, akwarium i ryby akwariowe. To trzy tematy z wiedzy ogólnej na temat hodowania rybek. O każdym z nich napisałem w poprzednich odcinkach. Teraz napiszę część najnudniejszą. Napiszę, skąd to się wzięło i jak się rozprzestrzeniało, że dziś akwarium stoi w niejednym domu i nie stanowi rzeczy ekskluzywnej.

Akwarystyka, słowo pochodzące z łaciny, mówiące, że jest to wiedza powstała z doświadczeń z zakresu hodowli, pielęgnacji i obserwacji roślin i zwierząt w odizolowanych zbiornikach ze szklanymi ścianami. Zaczęło to się strasznie dawno temu. Człowiek od zarania dziejów współżył z przyrodą i ze zwierzętami. Udomowił konia, krowę, psa, kota i wiele innych. W końcu dlaczego nie miałby mieć w domu ryb? Jeśli nie jako zwierzę użytkowe, to może jako ozdobne? Pierwsze pisane informacje o hodowanych rybkach znalazły się w literaturze chińskiej z okresu dynastii Sung z X wieku n.e.! W basenach ozdobnych przy pałacach i rezydencjach panujących, hodowano złote rybki. To był złoty karaś. Rybka niewiele wymagająca jeśli chodzi o tlen i wyżywienie. A stała się najmodniejszą, żywą ozdobą. Za dynastii Ming, po roku 1547, trzymanie rybek ozdobnych z porcelanowych wazach było nieomal powszechne. W Europie złote rybki pojawiły się 1611 roku w Portugalii. W 1750 roku markiza de Pompadour otrzymała je w prezencie od Francuskiej Wschodnio Indyjskiej Kompanii. Trzymanie rybek w szklanych pojemnikach stawało się coraz bardziej popularne. Ale przełom w hodowli rybek w akwarium i możliwości zapewnienia im dłuższej egzystencji, stanowiło odkrycie przez angielskiego botanika N.B. Warda, że rośliny pochłaniają dwutlenek węgla wydychany przez zwierzęta i uwalniają jednocześnie do otoczenia tlen niezbędny do ich życia. Odkryta została wzajemna zależności roślin i zwierząt, czyli zasada równowagi biologicznej. Ta sama zasada obowiązuje w wodzie. Akwarystyka, jako wiedza przyrodnicza, przyczyniła się do odkrycia, poznania, zbadania, zrozumienia i upowszechnienia wiedzy o ogromnej ilości zwierząt i roślin wodnych, o ich życiu, rozmnażaniu, umiejętnościach, zwyczajach, zależnościach i możliwościach adaptacyjnych do określonych warunków otoczenia. To przepastna wiedza, która zawsze zaskoczy Cię czymś, czego nie wiedziałeś, pomimo lat praktyki. Akwarystyka pozwoliła też na wprowadzenie w życie doświadczeń z krzyżowaniem różnych gatunków w celu uzyskania odmian mocniejszych, odporniejszych, w ciekawszych kształtach i ubarwieniach.

Akwarium [łac. ‘naczynie na wodę’]. Nazwę tą użył po raz pierwszy angielski przyrodnik P.H. Gosse w 1853 roku. To zbiornik ze szklanymi ścianami, o rożnym kształcie i pojemności. Ma, ujmując to w najkrótszy sposób, służyć od hodowli i obserwacji zwierząt i roślin wodnych. Powinien mieć ściany płaskie, gdyż półokrągłe deformują obraz wnętrza. Takie właśnie zbudował anglik Warrington w 1850 roku umieszczając w nim, prócz ryb, także rośliny, kamienie, piasek i ślimaki. Udowodnił, że należy usuwać resztki organiczne zatruwają wodę i odbierają w procesie gnilnym tlen. Bo gdyby nie to, woda nie wymagała by wymiany. Są akwaria morskie, czyli słonowodne i akwaria słodkowodne. Morskie całkiem rozmyślnie pominę. Zaś słodkowodne - wśród nich wyróżnić można:

- Ogólne - z rybami różnych gatunków, ale z tymi samymi preferencjami bytowymi,

- Tarliskowe – przystosowane w danym momencie dla pary określonego gatunku, gdzie odbędzie się tarło i wylęg narybku,

- Wychowalne – taki większy żłobek lub przedszkole dla podrastającego narybku,

- Wystawowe – to te, gdzie możemy ryby oglądać i nic ponad to. Ma je prawie każde ZOO,

- O specjalnym przeznaczeniu - odizolowane, z zapewnieniem całkowitego spokoju, jak:

a/ szpital dla osobników chorych lub podejrzanych o chorobę,

b/ hodowla planktonu lub innego rodzaju pokarmu żywego,

c/ love room, czyli miejsce do poczęcia nowego narybku,

d/ izba porodowa,

e/ przedszkole dla dorastającego narybku,

f/ areszt dla agresywnych i niebezpiecznych dla innych osobników.

Wszystkie one muszą one jednak spełniać podstawowe warunki bytowe: dobre natleniane, utrzymanie koniecznej temperatury wody i jej składu chemicznego, właściwe oświetlenie, odpowiednia roślinność.

Ryby akwariowe – było już o nich sporo. Dodam tylko, że najczęściej trzymanymi gatunkami w akwariach domowych są: żaglowce, złote rybki, wielkopłetwy, proporczykowce, pawie oczka, pielęgnice, mieczyki, gupiki, gurami, kardynałki, danio, brzanki, różanki. Każde mają swoje wymagania, co do wielkości zbiornika, gatunków roślinności, jej rozsadzenia oraz ilości, czystości i zmineralizowania wody, jej pH i temperatury, natlenienia, naświetlenia akwenu, pokarmu i jego doboru, zabiegów pielęgnacyjnych i hodowlanych, warunków w zbiornikach towarzyszących. Chcemy, żeby było dobrze? Zalecam szukanie innych, bardziej dokładnych i fachowych wydań książkowych. Im większą posiądziemy wiedzę, tym lepsze uzyskamy rezultaty w hodowli rybek akwariowych. I nie tylko.

Czego Wam życzę i Waszym rybkom. Oby były szczęśliwe w Waszych akwariach, a Wy dumni ze swoich hodowli.

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

Morze Sargassowe - niepowtarzalny ekosystem

Całkiem niepodobnym do jakiegokolwiek miejsca na Ziemi, stanowiącym niepowtarzalny obszar, jest, tak zwane, Morze Sargassowe, umiejscowione na Oceanie Atlantyckim.

Zajmuje ono powierzchnię bliską Stanom Zjednoczonym Ameryki. Uplasowane jest wokół Bermudów sięgając za połowę oceanu w stronę wschodnią. Jego granice północną i południową można by określić wytyczjąc linie odpowiednio z Gibraltaru do Zatoki Chesapeake oraz z Dakaru na Haiti. Nazwę swoją zawdzięcza gronorostom Sargassum. To brązowe glony należące do kilku różnych gatunków. Powierzchniowy Prąd Zatokowy odrywa je z wybrzeży Wysp Antylskich i przez pół roku - do kilku lat - transportuje je do obrzeży Morza Sargassowego. Jednak podczas tej podróży duża część ich ginie na skutek kontaktu z zimnymi wodami pobiegunowymi w okolicy Nowej Anglii lub wyrzucenia na brzeg amerykański podczas sztormów. Według ocen naukowców ilość dopływających wodorostów nie była by w stanie w znaczący sposób zasilić całego obszaru. Zwłaszcza, że od obrzeża do wnętrza na ich podróż potrzeba następnych kilku lat. Dlatego też niektórzy skłaniają się ku twierdzeniu, że Morze Sargassowe stanowi integralny system ekologiczny przystosowany do samodzielnej egzystencji. Bez korzeni, bez uczepień zdolny jest przebywać stale w tym samym rejonie i rozmnażać się wegetatywnie. Miejsce, gdzie na oceanie nie ma prądów spychających wszystko w jakimś kierunku, przypomina jakby basen. Nie ma tu porywistych wiatrów, a silne prądy je tylko opasują. Naukowcy twierdzą, że niektóre gatunki poszczególnych roślin mogą tam żyć nawet do kilkuset lat. Woda jest tu mocno zasolona, gdyż nie dopływa słodsza z innych rejonów, a także nie dopływają góry lodowe. I wśród tych ponad dziesięciu milionów ton gronorostów żyje zbiorowisko najfantastyczniejszych zwierząt. Zwierząt jedynych na świecie.

Wędrujące z prądem gronorosty, jak okręty, wiozą ze sobą pasażerów: najróżniejsze drobne rybki, larwy, przytwierdzone do liści jaja, kraby, krewetki, ślimaki. Przed zwierzętami tymi postawione zostało niezwykle trudne zadanie - przystosowania się do nowych, całkiem innych niż dotychczasowe, warunków życia. Przyzwyczajone do przebywania w płytkich, przybrzeżnych wodach o rytmicznym ruchu fal, musiały sobie poradzić, by utrzymać się w wodorostach, jak na ratunkowej szalupie i nie opaść na odległe o cztery do sześciu kilometrów dno oceanu - w czarną odchłań śmierci. W znacznej większości stworzenia te nie były i nie są dobrymi pływakami. Ale czas robi swoje. Jedne gatunki wytworzyły specjalne narządy chwytne dla siebie lub też dla swoich jaj składanych na liściach gronorostów. Inne, jak np. latające ryby, budują zakamuflowane gniazda, gdzie składają swą ikrę. Wiele z nich stało się mistrzami mimikry, czyli maskarady pozwalającej wtopić się w otoczenie. I tak pewien bezskorupowy ślimak upodobnił się do otaczających go roślin, po których pełza - ma brązowe, bezkształtne ciało poznaczone jasnymi cętkami o czarnych obwódkach i pokryte fałdami skórnymi jak frędzlami. Rybka Petrophryne wygląda jak mocno brązowe gałązki występów listkowych gronorostów z ich złotawymi jagodami. Ba, nawet posiada białe plamki przypominające wapienne domki pierścienic. Wszystko, by samemu się ukryć i móc polować, aby żyć. Albowiem jest ona jednym z najgroźniejszych drapieżników tego rejonu.

Spore części Morza Sargassowego to czysta, pozbawiona roślinności woda. Zaś marynarskie opowieści o okrętach uwięzionych w wodorostach, o szkieletach żaglowców z załogą wymarłą z pragnienia, o przerdzewiałych frachtowcach, o których dawno słuch zaginął - to tylko opowieści fantastyczne bajarza pobudzone większą ilością wypitego grogu czy rumu. Działają na wyobraźnię słuchaczy, lecz mijają się z rzeczywistością.

Andrzej Arokis

www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu

Świerszcz – jak współbyć i hodować

Siedzi za – no właśnie, czy za kominem? A może kaloryferem… Daje swój koncert – skrzyp, skrzyp, skrzyp. Gra i gra. To nie jest hałas. To nie dźwięk irytujący czy przeszkadzający w oglądaniu TV. To dźwięk letniej ciszy zimą. Ciszy, którą świerszcz obudził. Cudo!

Świerszcz domowy [Gryllus domesticus] należy do nadrodziny owadów z rzędu prostoskrzydłych. U samca aparat dźwiękowy czyli strydulacyjny, znajduje się na końcu pokryw skrzydeł. Tylko samce popisują się muzycznie. To owad wielożerny. Dzień przesypia, a ożywia się nocą. Szaro-żółto-brunatny, ma około 2 cm długości i wychodzi wieczorami, by dać koncert. Samoistnie świerszcz może się osiedlić w domu, gdzie będą w ścianach lub podłodze szpary dogodne drewnianym do zamieszkania i ukrycia się. Żyje w warunkach domowych nie odróżniając pór roku i co wieczór gra wabiąc samiczki. Zwykle świerszcz produkuje około 10 różnych dźwięków w czasie około 5 sekund. Jednak gdy obniżymy temperaturę pomieszczenia idzie on spać i koncertowanie ulega przerwaniu. Jeśli zaś temperatura spadnie poniżej 0 st C lub podniesie się ponad 40 st C – ginie.

By hodować świerszcza musimy przygotować dla niego odpowiednie pomieszczenie, czyli insektarium. Oczywiście można je nabyć w sklepie zoologicznym. Lecz ja powiem, jak zrobić to samemu. Budujemy drewnianą skrzynkę o wymiarach minimum 40x25x30 cm (około 30 l). Przednią ścianę przesłaniamy szklaną szybą uszczelnioną silikonem. Ramę wierzchu montujemy na zawiasach tak, by dobrze przylegała do ścianek bocznych. W ramie umieszczamy metalową siateczkę o dość drobnych oczkach, by nawet młode owady nie mogły się wydostać na zewnątrz. Na dno wykładamy 3-4 cm torfu, kilka ozdobnych kamieni, 2-3 uschnięte korzenie o oryginalnych kształtach oraz wielu odgałęzieniach i rozsypujemy kawałki kory i drewna, pod którymi nasi mieszkańcy znajdą schronienie na dzień, czy do lęgu. Możemy też w kącie insektarium ustawić pudełko bez dna z kilkoma wejściowo-wyjściowymi otworami. Należy do niego włożyć parę kawałków kory i drewna. Świerszcze nie lubią suchego terenu. Pamiętajmy, by torf był stale lekko wilgotny. Jeśli posadzimy nieco mchu, pomoże on nam tę wilgoć utrzymać. Optymalną temperaturą dla takiej hodowli jest 31-35 st C. Możemy to uzyskać zapalając nad insektarium starego typu żarówkę o mocy 15 W. Można też kupić w sklepie zoologicznym odpowiednią grzałkę z termostatem i termometrem.

Karmą tych owadów są płatki zbożowe, okruchy za stołu, resztki chleba, kawałki soczystych owoców, fragment liścia sałaty czy kapusty, krążek marchewki. A od czasu do czasu można podać parę kropli miodu, dżemu lub nieco zeskrobanego, surowego mięsa. Pamiętajmy jednak, by pokarm był świeży i nie zapleśniały. Dobrze jest też ustawić w pomieszczeniu małe, płaskie naczynie z zawsze świeżą wodą. Wkładamy do niego gałązkę lub 2-3 grubsze trawy, aby owad mógł się łatwo wydostać z wodopoju.

Obserwacja życia świerszcza będzie stanowić wspaniałą i pasjonującą lekcję biologii. Pozwoli zapoznać się z całym jego cyklem rozwojowym od jajeczka, przez larwę i jej wylinki, do niezupełnego przeobrażenia w owada, jego dojrzewanie, zabiegi o samiczkę i walkami z konkurentami włącznie. Zaś koncerty będziemy mieli za darmo. Życzę miłej hodowli.

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

KARALUCH – domowe (niestety) zwierzątko

Zasiedla razem z nami nasze domostwa. Nie lubimy go. Brzydzimy się. Kojarzy się nam z brudem, ubóstwem i ogólnym zaniedbaniem. Buszuje w kuchni, łazience, panoszy się w pokojach. Zjawia się w pościeli, w szafie, w pudełku na pieczywo, w lodówce. Nie można się go pozbyć. Dezynsekcja słabo pomaga. Zniknie i znów jest.

Jest niewątpliwie zwierzęciem domowym, chociaż wcale nie hodowlanym. Mieszka w budynkach mieszkalnych, w pomieszczeniach gospodarczych, magazynach, piekarniach, hurtowniach spożywczych, śmietnikach, kuchniach i hotelach – wszędzie tam, gdzie może znaleźć resztki jedzenia. Wszystkożerny, lubi ciepło, ciemno i trochę wilgotno. Z racji ukrywania się w miejscach trudno dostępnych i brudnych roznosi najróżniejsze choroby z cholerą i czerwonką włącznie. Żeruje głównie nocą zanieczyszczając i niszcząc naszą żywność. Jest żywą skamienieliną, gdyż pojawił się na Ziemi w piątym okresie ery paleozoicznej zwanej karbonem, czyli około 345 – 280 milionów lat temu i trwa do dziś.

Zajmijmy się dziś jego biologią.

Karaczan lub hełmiec – to słowo pochodzi od tureckiego tarakan. Jest ich około 3500 gatunków. W Polsce gatunków jest tylko 15. Najczęściej spotykanym jest karaczan wschodni czyli karaluch (Blatta orientalis) oraz jego odmiana prusak (Blattella germanica). Ponadto spotkać można także przybyszka (Periplaneta), zadomka (Ectobius) i bezżyłka (Hololompra) . Owady te charakteryzuje wydłużona, owalna i grzbietobrzusznie spłaszczona budowa ciała o długości około 3 cm. Generalnie ich wielkość na świecie to od kilku milimetrów do ponad 10 cm, jak to jest w przypadku przedstawicieli form tropikalnych, takich jak: karaczan madagaskarski czy brazylijski. Barwę ma od brązowej, poprzez brązowo-, żółto- lub beżowo szarą do brunatno czarnej. Usystematyzowanie ich wśród zwierząt jest następujące:

Królestwo – Zwierzęta; Podkrólestwo – Tkankowce; Typ – Stawonogi; Podtyp – Tchawkodyszne; Gromada – Owady sześcionogi; Podgromada – Owady uskrzydlone; Rząd – Karaczany; Rodzina – Biegaczowate.

Jak wszystkie owady, tak i karaluchy są typowymi przedstawicielami lądowych stawonogów. To najliczniejsza grupa owadów. Ciało wyraźnie jest podzielone na trzy, niejednakowe części: głowę, tułów i odwłok. Z głowy wyrasta para ruchliwych, podzielonych na segmenty i szczeciniastych czułków o długości równej długości ciała. Na głowie jest też osadzona para tzw. oczu złożonych zbudowanych z 1 do 3 oczek prostych, co daje możliwość widzenia panoramicznego. Na głowy spodzie znajduje się aparat gębowy typu gryzącego. Z tułowia wyrastają trzy pary odnóży krocznych, których segmenty są połączone stawami. Ich cechą charakterystyczną jest bardzo długa część biodrowa i wielosegmentowa stopa. Taka budowa pozwala tym owadom szybko i sprawnie poruszać się nawet po gładkich powierzchniach. Z przedniej grzbietowej części tułowia wyrastają także dwie pary skrzydeł osłoniętych pokrywami. Jednak umiejętność latania karaczany zachowały w stopniu szczątkowym. Są natomiast znakomitymi biegaczami. Całe ciało mają pokryte twardą kutykulą – pancerzykiem – wysyconą chityną czasem zmieszaną z solami wapnia. Tworzy ona zewnętrzny szkielet, do którego od wewnątrz poprzyczepiane są poprzecznie prążkowane mięśnie. Układ krwionośny jest typu otwartego, serce umieszczone w części grzbietowej. Oddychają przy pomocy tchawek. Układ pokarmowy to trzyczęściowe jelito. Wydalanie odbywa się przy pomocy cewek Malpighiego. Układ nerwowy typu łańcuszkowego wyróżnia się wysokim stopniem zcentralizowania. Są, jak wszystkie stawonogi, owadami rozdzielnopłciowym i jajorodnym. Samica jest większa od samca. Składa jaja w kokonach. Ich rozwój przebiega w cyklu przeobrażenia niezupełnego (hemimetabolia) zwanego także metamorfozą lub rozwojem pośrednim. Jego przebieg jest następujący: jajo – larwa podobna do formy dorosłej ale bez skrzydeł i z niedorozwiniętymi narządami płciowymi dokonująca 5 - 9 wylinek w miarę wzrostu – i imago czyli postać dorosła. Rozwój całkowity trwa od 75-220 dni w przypadku prusaka, do około roku u karalucha. Przeobrażenie niezupełne tym różni się od zupełnego (holometabolia), że pomijana jest forma poczwarki i cykl przepoczwarzania z gąsienicy w imago. O regulacji tego zjawiska decyduje hormon wydzielany ze zwojów mózgowych. Pobudza on gruczoł protorakalny do wydzielania substancji o nazwie ektison tzw. hormonu linienia. Aby móc odbierać wszelkie bodźce zewnętrzne karaczany wyposażone są w odpowiednie receptory. Tylko wyżej zorganizowane zwierzęta posiadają owe receptory zorganizowane w narządy zmysłów.

Wiele gatunków karaluchów to kosmopolici. Nie ma takiego miejsca na świecie, gdzie nie byłoby ich przedstawicieli. Prócz tego mają one kilka niezmiernie ciekawych cech. Otóż podczas dojrzewania i wzrostu posiadają zdolność do regeneracji, czyli odtwarzania utraconych części ciała. Są nieprawdopodobnie odporne na wszelkie niekorzystne warunki bytowania. Nie boją się nawet promieniowania radioaktywnego! Jeszcze na początku XX wieku medycyna ludowa używała nalewek na karaluchach jako medykamentu nie tylko do nacierania, ale też picia. W gastronomii używano ich do produkcji ostrych sosów jako przyprawa. Encyklopedia używa tu czasu przeszłego. To z pewnością błąd. Piszący te słowa miał okazję kosztować kuchni japońskiej. Jako jedną z przypraw podano miseczkę z… Wyglądało jak prusaki tylko bez pokryw i skrzydeł. Należało tym posypać ryż i to z czym on tam był. Smakowało jak kawałeczek ostrawej kostki rosołowej lekko trzeszczącej w zębach. Żeby nie ten wygląd – wąsy, nogi… - byłoby chyba nie takie złe. Przeżyłem. Pomogła mi sake. Kłaniając się nisko, po japońsku, odmówiłem jednak dokładki.

I tak sobie myślę, że gdyby zdarzył się globalny kataklizm, i wszystko by zginęło, to on – PAN KARALUCH – przeżyłby i stał się władcą tego globu. Zaś z drugiej strony jego obecność w obecnym ekosystemie jest tak ważna i konieczna, że gdyby udało się nam przeprowadzić dezynsekcję na całej populacji karalucha, to wydalibyśmy tym samym wyrok na samych siebie. Ekosystem runął by.

Wykorzystana literatura:

„Słownik wyrazów obcych” – Wydawnictwo Europa 2001

„Wielka Encyklopedia Powszechna” – PWN 1962

„Karaluch” J.Żabiński 1931

„Popularna Encyklopedia Powszechna” – Oficyna Wydawnicza Forga 1999

Hodowla jedwabnika. Cz.1 – jak rodzi się jedwab

Jedwab naturalny. Cieniutki, lekki, chłodny, mocny i przede wszystkim elegancki. Zbytkowna tkanina znana od tysięcy lat. Dla kobiet – bluzki, pończochy, bielizna. Dla mężczyzn - koszule. W XVII wieku robiono z niego polskie pasy kontuszowe. Teraz jest wypierany przez jedwab sztuczny – głównie wiskozowy.

Jedwabnictwo jest jedną z najstarszych gałęzi gospodarki rolnej świata. Indyjski historyk Mukerij wskazał Indie jako ojczyznę jedwabnika, którego użytkowanie przez człowieka określił na około 6000 lat p.n.e.! Chińczycy przez ponad 30 wieków strzegli tajemnicy przemysłowego wytwarzania jedwabnych tkanin. Był on sam w sobie środkiem płatniczym lub sprzedawano go na wagę czystego złota. Robiono też z jedwabnych nici żyłki do połowu ryb oraz struny do instrumentów. Dopiero od IV w. n.e. jedwabnictwo zaczęło się rozpowszechniać przez Koreę, Japonię, Persję. W VI w., jak głosi legenda, mnisi ukradli i przeszmuglowali do Bizancjum w bambusowej lasce nieco greny, czyli jajeczek jedwabnika.

To teraz już czas powiedzieć parę słów o samym jedwabniku. To nocny motyl, czyli ćma, o rozpiętości skrzydeł około 4 cm w kolorze żółtawo białym z brązowym rysunkiem na skrzydłach. Jego cykl rozwojowy to pełne przeobrażenie, czyli: jajeczko – gąsienica (rośnie do 8 cm i przechodzi 4 zrzucenia skóry zwane wylinkami) – poczwarka – piąta wylinka = postać dorosła zwana imago czyli motyl. Ta forma żywi się czasami nektarem kwiatów, ale jej zasadniczym przeznaczeniem jest kopulacja, zapłodnienie i złożenie jaj, by zapewnić ciągłość gatunkowi. Po wykonaniu tego zadania imago ginie. Tylko raz i do piachu – smutne jest życie imago, nieprawdaż?

Jedwabnik dębowy ( Antheraea pernyi – czyli tussor chiński) jest dzikim motylem występującym w kilku odmianach. W Azji i Japonii jest hodowany na przemysłową, chociaż nie wielką, skalę. Jego gąsienice żywią się głównie liśćmi dębu. Stąd nazwa. Ale można też podawać liście brzozy czy iwy. W Polsce z powodzeniem przeprowadzono próby hodowli odmiany z rodziny pawic (Attacidae) jedwabnika chińskiego. Daje on dwa pokolenia w ciągu roku, a uzyskane jedwabne włókno pozwala na wykonanie wyrobów pluszów, dywanów i galanterii, a cechuje się dość dużą trwałością i pięknym wyglądem.

Jednakże udomowionym w 100% i nie występującym na wolności jest hodowlany jedwabnik morwowy (Bombyx Mori). Motyl nocny z rodziny prządek występujący w wielu odmianach. Jego samica składa do 700 jaj. Z nich wylęgają się gąsienice, które od połowy maja do połowy sierpnia żywią się liśćmi morwy. Na koniec, przy pomocy posiadanych gruczołów przędnych i kądzielnika znajdującego się na dolnej wardze, budują wokół siebie oprzęd zwany kokonem używając cieniutkiej nici powstałej z substancji o nazwie fibroina, by w nim się przepoczwarzyć, rozerwać go i wyfrunąć jako imago. Ale do tego się nie dopuszcza. Rozerwanie kokonu równa się zniszczeniu tej wspaniałej nici o długości do 4000 m (sic!), z której ma powstać cudowna tkanina – jedwab. Kokony się więc zbiera, sortuje na rozwijalne i nierozwijalne. Na koniec rozwijalne „zamraża się”, czyli zabija niewylęgnięte poczwarki gorącą parą i suszy, co zmniejsza ich wagę trzykrotnie oraz pozwala na dłuższe magazynowanie. Nierozwijalne na ogół przeznacza się do wylęgu motyli (wymotylenia) w celu otrzymania par rozrodowych w zakładzie grenarskim. Tamże też rozwijalne są „czesane” specjalną drapaczką. Jej zadaniem jest wyodrębnić na kokonie początek nici, po czym maszyna zwija ją na motek. Gąsienice z jednego grama greny na cały swój rozwój potrzebują około 30 kg liści. Same wyprodukują 2,5 do 3,5 kg świeżych kokonów. Natomiast do uzyskania 1 kg włókna jedwabnego, czyli greża, musimy rozwinąć 3,1 do 4,0 kg kokonów suchych i zapewnić 85 kg morwowych liści do wykarmienia gąsienic.

Tak się rodzi jedwab. A jak praktycznie wygląda hodowla? Zapraszam do poczytania części drugiej. I przy okazji zajrzyj w reklamy – tam pojawiają się ciekawe oferty!

Hodowla jedwabnika. Cz.2 – jak to robiłem

Ciechocinek. Koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. To tak dawno temu, że większość czytelników nie będzie pamiętać tamtych czasów. No, to posłuchajcie ględzenia dziadka. Miałem wtedy może dziewięć, a może jedenaście lat. Chorowałem na zatoki i pojechałem z Mamą do sanatorium. Jechałem i płakałem.

Wyobrażacie sobie?! Wakacje z Mamą w sanatorium - Jej sanatorium - wśród samych starców i zero młodzieży! Jak to Tata załatwił do dziś nie wiem, ale świństwo mi zrobił potężne: pół wakacji zmarnowane. Ani roweru, ani hulajnogi, ani nic. Dosłownie NIC. Nuda była rozpaczliwa. Aż do dnia, kiedy, opodal kwietnego zegara w parku przy tężniach, odkryłem drewniany pawilonik, a w nim mocno leciwe małżeństwo (mieli już pewnie po 30 lat!) prowadziło hodowlę jedwabników. Taka dorywcza praca na lato. Przykleiłem się do nich i zacząłem pomagać. Zawsze bardzo lubiłem biologię, zoologię i przyrodę w ogóle. A ponadto coś robiłem! Przestałem się nudzić. Dzień zaczynał się przed śniadaniem. Dużo domów sanatoryjnych obsadzonych było żywopłotami z krzewów morwy białej. Ta jest najlepsza. Można ją eksploatować do 50-60% całego ulistnienia. Pan Właściciel hodowli miał zakontraktowane strzyżenie tych żywopłotów. On strzygł, a ja ładowałem, co spadało, na ręczny, czterokółkowy, drabiniasty wózek. Jak się uzbierało z czubem on ciągnął, a ja pchałem pod pawilon. Po śniadaniu biegiem wracałem. W pawilonie stały w kilku rzędach regały z półkami, na których leżały drewniane tacki wielkości około dwu kartek A4. Gąsienice wylęgły się z greny w inkubatorach, których temperatura stopniowo zwiększana była do 24o C, a po 15 dniach przeniesione na regały do tacek. Tam je zastałem. Było ich na każdej po 20-25 - już nie takich maleńkich, biało-żółtawych. Narzucało się na nie zerwane liście, a one jadły. Nie, nie jadły. Pożerały tę zieleninę. Zostawały tylko ogonki i grubsze żyłki. A one rosły. Co 2-3 dni gąsienice nakrywaliśmy specjalnymi, papierowymi kartami o formacie tacek. Nazywa się je zdejmnikami. W tych zdejmnikach wycięte były okrągłe dziurki. Kładło się na nie liście i gąsienice wychodziły same z tacki na papier, jakby piętro wyżej. Wystarczyło zdejmnik podnieść, odłożyć wraz z nimi i liśćmi na bok i można było tackę wysprzątać z resztek, umyć i wyparzyć wrzątkiem, a następnie przełożyć gąsienice i liście z powrotem. I tak z każdą tacką. Przy okazji robiliśmy przegląd szukając chorych, lub tylko podejrzanych o to, gąsienic. Większość chorób jest zakaźna, więc chore osobniki należy jak najwcześniej wykryć i eliminować z hodowli, aby nie zarazić całości. Do zakaźnych chorób bakteryjnych układu pokarmowego należy martwica (martwota lub fleszeria), zaś układu krążenia – gnilec. Żółtaczkę powodują wirusy, grzybicę (zwapnienie) wywołuje pasożytniczy grzybek, a plamicę (pebrynę) – pierwotniak, który potrafi także zagnieździć się w jajach i skazić grenę. Żeby hodowla była zdrowa trzeba zakupić gwarantowaną pod względem zdrowotnym grenę i potem dbać o super czystość samej hodowli. Na regałach i ścianach wisiało kilka termometrów, kilka higrometrów i kamionkowe naczynia, do których, gdy było na dworze bardzo ciepło, wlewało się wodę, by obniżyć temperaturę w pomieszczeniu i podwyższyć wilgotność. W miarę wzrostu gąsienic, w trzech okresach między wylinkami (każdy około 28 dni), trzeba temperaturę stopniowo obniżyć do 20-21 st. C z jednoczesnym zmniejszeniem ilości karmień w ciągu doby. Bo one jedzą nawet w nocy. Nie śpią tylko żrą na potęgę. Na każdym regale umieszczone były gąsienice innej rasy jedwabnika morwowego. Ta różnica pokazuje się dopiero wtedy, gdy porówna się kokony. Rasa Duża Warska daje kokony o barwie żółtej. Tych było najmniej. Nie wiele też było rasy Chińskiej – kokony pomarańczowe. Większość hodowli to była rasa Bagdadzka tworząca kokony białe. Jest ona bardziej odporna na choroby i wydajniejsza. Praca w tej hodowli, a właściwie wolontariat, tak mi się spodobał, że zapragnąłem zostać jeszcze ze dwa tygodnie sierpnia w tym, tak z początku znienawidzonym, Ciechocinku. I znów Tata to jakimś swoim sposobem załatwił – przenieśliśmy się z Mamą wprawdzie na kwaterę, ale wyżywienie nadal było w tamtym sanatorium. A w hodowli zaczęło się dziać. Z magazynku zostały wyjęte oprzędniki wyglądające jak drabinki złożone z drewnianych szczebelków. Myliśmy je, wyparzaliśmy i ustawialiśmy na tackach. Już kończyliśmy, gdy pierwsze gąsienice, grube jak palec i na 8 cm długie, poczęły się gramolić na przygotowane rusztowania. Gdy uznały, że miejsce, do którego dotarły, jest tym właśnie, poszukiwanym miejscem, zatrzymywały się. Chwytały się odnóżami umieszczonymi w tylnej części ciała, a jego górną połową zaczynały jakby taniec. Kręciły się w koło, wyginały na boki, to znów kręciły w powietrzu jakby ósemki. Nici, którą się oplatały początkowo prawie nie było widać. Potem wyglądały jakby osnute lekką mgiełką, która z godziny na godzinę gęstniała. Po jakimś czasie i samej gąsienicy nie było już widać. Braliśmy więc latarkę i podświetlaliśmy powstający kokon. Wewnątrz rytmicznie kręcił się cień budowniczego. A potem już nawet on całkiem zniknął. Po kilku dniach kokony można było zdejmować rwąc cieniutkie niteczki uprzęży, na której wisiał. Wewnątrz cichutko grzechotała twarda poczwarka. Zbliżał się moment powrotu do domu. Wakacje, które zapowiadały się ponuro, były jednymi z milej przeze mnie wspominanych.

Kokony zaś czekała podróż do Milanówka. W tamtych latach w Polsce istniał tylko jeden zakład grenarski. W Milanówku właśnie, pod Warszawą. Milanowski jedwab słynął w świecie ze swojej jakości, a produkowana grena, o bardzo wysokim standardzie, całkowicie pokrywała potrzeby krajowe i była ponad to eksportowana do ówczesnej Czechosłowacji. Polska nigdy nie była znaczącym producentem jedwabiu, gdyż okres wegetacyjny morwy jest dość krótki, co znacznie ogranicza możliwości hodowlane. Niemniej jednak produkcja drobnotowarowa jest możliwa, o ile dysponuje się odpowiednim zapleczem w postaci posadzonych drzewek i krzewów morwy białej, której liście będziemy eksploatować. Bo bez morwy nie ma jedwabników i jedwabiu.

Bibliografia:

R. Kopański Jedwabnictwo Warszawa 1955

Wielka Encyklopedia Powszechna PWN Warszawa 1962

Encyklopedia Wiem – Onet.pl

ANDRZEJ AROKIS

www.domowezwierzadko.blogspot.com

kwatermistrz@poczta.onet.eu

Jaka jest natura Boga?

Zastanawiałaś się jaką Bóg ma naturę? Nie? Dzisiaj postaram się to przed Tobą odkryć. Nie będzie tutaj zbytnio rozważań religijnych, a posłużymy się raczej logicznym myśleniem.

Jaka jest natura Boga?

Zastanawiałaś się jaką Bóg ma naturę? Nie? Dzisiaj postaram się to przed Tobą odkryć. Nie będzie tutaj zbytnio rozważań religijnych, a posłużymy się raczej logicznym myśleniem.

By odpowiedzieć na to pytanie, posłużymy się... ludźmi. Jeśli to Cię dziwi to tak, potwierdzam – by „odkryć” naturę Boga posłużymy się naturą ludzką.

Spytasz, dlaczego? Zgodnie ze wszystkimi podaniami Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo.

Cytat: "Rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam" (Rdz 1,26) Cytat: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył" (Rdz 1,27).

I oczywiście nie chodzi tutaj o rodzaj fizyczności, bo Bóg nie jest samą fizycznością i logicznie nie można Boga porównać do fizyczności człowieka - chodzi tutaj o podobieństwo duchowe - o pewną naturę, która jest i naturą Boga.

Zatem, jeśli zdołamy odkryć, jaka jest prawdziwa natura Boga, odkryjemy, jaka jest prawdziwa natura człowieka, którą to z całą świadomością powinniśmy podążać.

Ludzie zwykli pytać: „Jak Bóg może być tak okrutny?” czyniąc to bądź tamto, czego akurat nasza człowiecza natura nie przyjmuje i nie akceptuje. Ludzie pytają retorycznie: „Jak Bóg mógł stworzyć taki świat, gdzie jest tyle okrucieństwa?”.

Ale czy rzeczywiście Bóg jest okrutny, czy Świadomość, która Jest Wszystkim Co Jest, może być tak bezwględna, jak zwykli sądzić niektórzy ludzie?

Otóż, by odpowiedzieć na to pytanie musimy popatrzeć na całe dzieło stworzenia jako jedność.

Wyobraźmy sobie Boga jako pisarza, który tworząc Wszechświat, tworzy go wyłącznie przy pomocy pióra i napisanych słów. Zbliżmy się do tego jeszcze bardziej – wyobraź sobie, że tym pisarzem jesteś właśnie Ty i ja.

Nie będziemy jednak tworzyć Wszechświata, ale postaramy się napisać fragmenty różnorodnych rodzajów powieści. Pomogę Ci w tym.

Napiszmy fragment thrillera:

„W opuszczonym domu skradał się niepostrzeżenie. Jego ofiara była tuż, tuż, gdy nagle...”.

Właśnie stworzyliśmy coś mrocznego, ale czy to, że stworzyliśmy tego typu tekst oznacza, że nasza natura jest mroczna? Czy można posądzić jakiegokolwiek autora thrillera, że jego natura jest mroczna?

Oczywiście, że nie! By napisać cokolwiek „mrocznego” wystarczy, że autor wykaże się odrobiną kreatywności.

Teraz spróbujmy innego gatunku. Napiszmy fragment powieści wojennej:

„Przeładował i odpalił. Gdy opadł kurz, jego oczom ukazał się ogrom zniszczenia, jaki dokonał...”

Napisałem właśnie fragment, który można by zamieścić w powieści wojennej. Jednak czy to, że jestem autorem tego tekstu, oznacza, ze można mnie posądzić, ze jestem zwolennikiem wojny? Oczywiście, że nie! Nikt, żadnemu autorowi powieści wojennej nie może zarzucić, że ten jest zwolennikiem jakiejkolwiek wojny. Ni wyobraźnia, ni słowa nie czynią nas osoba opowiadającą się za wojna!

Idźmy dalej. Napiszmy teraz dramat:

„Jej głowa spoczywała w jego dłoniach. Płakał błagając, by nie umierała... Ich córeczka trzymała jej dłoń prosząc ja o to samo, mówiła: „Mamusiu nie umieraj... Otwórz proszę oczy... proszę... Ale ona już nie słyszała”.

Czy można uznać, że osoba pisząca dramat jest pełna „złych intencji”? Oczywiście, że nie! Napisanie książki nikogo nie krzywdzi, tak samo jak stworzenie Wszechświata nie może być pojmowane w żadnym sensie jako coś „złego”.

Jednakże w przypadku dramatu można już coś stwierdzić. Czy choć trochę wzruszyłaś się czytając ten tekst? Myślę, że tak. Przy tego typu treści możemy odkryć jedną z cech Boga.
Otóż, by stworzyć coś wzruszającego, sami musimy umieć się wzruszać. Mieć taką naturę! By stworzyć coś, co może być przez niektórych uznane za „złe” wystarczy już sama kreatywność. Tak samo jak malarz, który na płótnie ukazuje „otchłań piekielną” nie oznacza, że posiada taką naturę, bo akurat potrafi to sobie wyobrazić. Kreatywność nie może być uznana, za czyjąś naturę! Kreatywność to tylko cecha.

Idźmy jednak dalej. Napiszmy scenariusz na komedię:

Oto przykład: „..............................”.

Widzisz, że, mimo iż mogę się wykazać pewną kreatywnością, to napisanie komedii nastręcza mi dużych problemów. Otóż, by napisać komedię, zazwyczaj oprócz kreatywności potrzeba się wykazać i poczuciem humoru. Im bardziej coś zabawnego, tym większym poczuciem humoru należy się wykazać.

Teraz spójrz na każdą zrealizowaną komedię, przypomnij sobie dowcipy, jakie usłyszałaś, przyjaciela, który potrafi Cię rozbawić do łez. Jak myślisz czyje to poczucie humoru? Od kogo pochodzi cały dowcip nie tylko na ziemi, ale i we wszechświecie? Otóż tak! Wszystko to jest dziełem Stwórcy!

Bóg ma poczucie humoru! Bóg uwielbia się śmiać – to jest prawdziwa natura Boga.
Dlatego my ludzie tak bardzo lgniemy do ludzi, którzy posiadają poczucie humoru. Tak bardzo lubimy ludzi uśmiechniętych, wesołych, radosnych!

Jest i inna rzecz, która wskazuje na to, ze Bóg nie jest tak śmiertelnie poważny jak zwykliśmy uważać i jak nam się to wpaja. To, co na to wskazuje, ze Bóg uwielbia się śmiać, to... dzieci.

Dlaczego dzieci? Po pierwsze człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, a dusze dzieci, które przychodzą na świat, to cząstki Boga. Dzieci zanim ich „natura” nie zostanie „skażona” przez nasz świat - ludzi dorosłych, wykazują się niesamowitym poczuciem humoru. Dzieci uwielbiają się śmiać! Ich natura zanim przejdzie wiadome tylko nam „szkolenie”, najbliżej jest zbliżona do prawdziwej natury Boga. To dzięki dzieciom możemy domyślać się, że prawdziwa natura Boga jest bardzo pogodna. Mógłbym powiedzieć tak:

„Bóg zna najlepsze dowcipy na świecie i umie je opowiadać”.

Oczywiście o kimś tak potężnym jak sam Stwórca nie można powiedzieć, że posiada jedną naturę. Jednak, kiedy ktoś ma pogodną naturę, to nie może być jednocześnie okrutny. Kiedy, ktoś potrafi się wzruszyć (tak Twoje wzruszenie to także uczucie Boga), to nie może być zły i mieć złych intencji. To tylko my ludzie odgrywając role tutaj na ziemi, czasami nie będąc świadomymi kim w istocie jesteśmy i jaka jest nasza prawdziwa natura - kierując się wolną wolą - postępujemy nieświadomie.

Do czego zmierzam?

Do tego byś odkryła w sobie swoją prawdziwą naturę. Bóg uwielbia się śmiać i ma wielkie poczucie humoru - dlatego też od Ciebie wymagam tego samego. Kiedy jesteś ponura, nie uśmiechasz się – oddalasz się od swojej prawdziwej natury.

Dusza, jaką posiadasz jest częścią Boga, a przez to Ty sama, jakkolwiek na to patrzysz jesteś osobą o pogodnym usposobieniu – nawet, jeśli tego jeszcze w sobie nie odkryłaś.

Uśmiechając się, żartując, rozweselając ludzi, pocieszając ich – odkrywasz naturę Boga, a przez to także własną.

Piotr Mart
autor darmowego internetowego kursu motywacji http://www.motywacja.martpiotr.com